Jesień idzie, nie ma rady na to

No i skończyło się rumakowanie. Także i u mnie ochłodziło się i przyszła jesień. Słonecznie dni z temperaturą ponad 20 stopni to już tylko epizody. Na razie pada, i pada, i pada. Zimno przy okazji – tak z 16-18 stopni. Ogólnie mówiąc jesień. Skłania do nostalgii i zamyślenia, no i rano ciężko się wstaje.

Ostatnio wzięło mnie na przemyślenia o parafii. Może po trochu z racji audycji, które nagrywam dla Radia Rodzina mojej rodzinnej diecezji kaliskiej, po części zaś z racji dziwnych snów, jakie ostatnio miałem, w których przewijał się motyw parafii. Niektóre z nich to zaiste były koszmary. Czasem koszmarem na jawie jest także rozdarcie pomiędzy piękną teorią o parafii, którą znam, rozumiem i się nią zachwycam, a szarą rzeczywistością, w której niezbyt widać choćby cień tej wzniosłej teorii.

Męczy mnie, że te same przypadłości co w Polsce, mają i parafie tutaj. A więc jakaś choroba niezależna od strefy klimatycznej, językowej, kulturowej, czy uwarunkowań historycznych. Jakaś zaraza, której nie umiemy się pozbyć. Brak zaangażowania, jedności, bylejakość, odwalanie po najmniejszej linii oporu, brak przejrzystości finansowej, układy i układziki oraz wiele innych. Z drugiej strony nieustannie słychać pragnienie ludzi, którzy chcą przeżywać swoją parafię jako wspólnotę. Dotyczy to zarówno świeckich, jaki i duchownych.

We mnie samym też jest takie wielkie pragnienie tworzenia i przeżywania takiej wspólnoty. Jak na razie nie dane mi jest proboszczowanie. Szczerze mówiąc, to chciałbym móc wprowadzać w życie swoje, czasem „odjechane”, pomysły i idee. Zdaję sobie jednak sprawę, że z posługą proboszcza wiąże się także wiele spraw czysto życiowych. To codzienność, która czasem staję się bardzo szara. Jednak pragnę tej możliwość tworzenia, Chyba to taka normalna cecha u mężczyzn – tworzyć. Można powiedzieć, że naśladować Boga samego – Stworzyciela nieba i ziemi. Chciałbym móc przez dłuższy czas, przynajmniej kilkunastu lat, wprowadzać w życie konkretny, przemyślany plan. Poznawać ludzi i im towarzyszyć. Niestety, moje dotychczasowe posługiwanie to z reguły krótkie, ledwie kilkuletnie przebywanie w jednym miejscu (najdłużej 4 lata bez przerwy, czy łącznie 6 lat z krótką przerwą).

Tak sobie o tym wszystkim myślę w te jesienne, deszczowe dni. Niestety, rodzi to nostalgię za Polską, a raczej za samodzielnością i możliwością posługi. Moje pragnienie spędzania czasu z ludźmi, rozmów, towarzyszenia im, stworzenia otwartego domu, w którym każdy czułby się u siebie. Wielkie pragnienie pięknej liturgii i wspólnej modlitwy. Doświadczenie żywej wspólnoty, posługa formacji i miłości do potrzebujących. Nade wszystko przeżywanie wspólnoty, w której czujemy się jak u siebie. Gdzie wspólnie rozeznajemy i wspieramy się w realizacji planów. Ach, długo by mówić.

Może kiedyś powstanie taki blog proboszcza (może wiejskiego, któż to wie), a może lepiej parafii, co to nie godzi się z byle czym, ale ma większe pragnienia. Pożyjemy, zobaczymy. Byle nie skończyło się na tym, że ideały to piękna rzecz, tylko ta siódma góra to strasznie daleko…

ks. Maciej Krulak