NTR

Ponoć podczas wojny najczęstszym komunikatem nadawanym przez radiostację jest: „Nic do zaraportowania” (ang. Nothing To Report, w skrócie NTR), czyli nic nowego się nie wydarzyło. Może tak i dziś jest u mnie. Niby wszystko jak w każdym tygodniu: spotkania, zarówno te „klasyczne”, jak i poprzez Skype (taka nowość – od jakiegoś czasu spotykam się co tydzień z jedną z moich wspólnot w Polsce na cotygodniowym kręgu biblijnym właśnie poprzez Internet), pisanie artykułów i nagrywanie audycji, obowiązki w parafii, spotkania przy kawie. Normalność. Nic do zaraportowania. Choć mówią, że brak wiadomości, jest najlepszą wiadomością. Trochę normalności, ale i rutyny.

ntr1

Niestety, powoduje to zbyt częste myślenie o tym, czego nie ma, a co mogłoby być. Trochę tęsknoty za tym, co kiedyś robiłem, za ludźmi, z którymi już dawno się nie widziałem. Wciąż myślę, że przecież w Polsce mógłbym zrobić więcej. Mam masę pomysłów i trochę umiejętności. Wiele z tego to dość nowatorskie podejścia do duszpasterstwa. A siedzę tutaj i jakoś próbuję się ogarnąć i na swoje możliwości pomóc.

Czasem takie myśli dołują, zwłaszcza, gdy budzą niezaspakajalną tęsknotę. Nie chodzi tu o kraj, ale o ludzi i posługę. Z drugiej strony jest to czas, w którym uświadamiam sobie, że nie ma odpowiedzi na nieme pytanie „dlaczego”. Nawet na pytanie „po co” nie znajduję dziś odpowiedzi. Po prostu jest tak a nie inaczej. Trzeba uczyć się dobrze wykorzystać ten właśnie czas.

ntr2

Może zbyt długo żyłem na ogromnych dawkach adrenaliny – najpierw parafia, szkoła i studia doktoranckie, potem „Samotnia” czy Kopia i masa, masa rekolekcji (30-40 rocznie). Teraz jest inaczej, co nie znaczy gorzej. Na pewno jest trudniej, nie tylko z racji języka, a właściwie obu (angielski – urzędowy i hiszpański w codziennym użyciu). Może z racji, że muszę więcej dbać o siebie, planować sobie dzień, abym go nie zmarnował. To czas małych wyzwań podróżniczych, kiedy trzeba powziąć decyzję, by wstać o piątej rano i wyruszyć gdzieś w Hiszpanię (Malaga, Kadyks, Sewilla, Kordoba, Granada, Ronda, Ceuta). Warto się wybrać, zwłaszcza, że to nie tysiące kilometrów, jak z Polski. Ale wtedy znów rodzi się tęsknota i pytania.

ntr3

Przecież zamiast sobie podróżować i zwiedzać te piękne miejsca, mógłbym coś w Polsce zrobić, w jakieś parafii, dla jakieś wspólnoty, dla Ruchu, czy podczas rekolekcji. Czuję się wręcz winy, że nic nie robię, że pozwalam sobie na takie przyjemności. Dawniej liczyły się tylko rekolekcje i spotkania, jak u jakiegoś stachanowca, który bije kolejny rekord we współzawodnictwie pracy. Jakby były jakieś zawody, kto poprowadzi więcej rekolekcji (czołowi współzawodnicy to: ks. Jan – odpadł, bo został proboszczem, czy Grażynka). Z jednej strony nie chodzi by znów uciec w napięcie, a z drugiej nie ma odpowiedzi. Po prostu jest tak, jak jest i tyle.

ntr5

Dawniej było prościej: adrenalina rozsadzała. Rytm dni, tygodni i miesięcy były wyznaczany kolejnymi rekolekcjami i spotkaniami. Teraz już nie mogę dać się prowadzić tym wiatrom, bo cisza jest na morzu moich zadań. Czasem ta cisza męczy, ale właśnie w niej Bóg mnie szuka. Ja nie tylko mam dla Niego czas, ale tak naprawdę nie mam nic innego do roboty, jak tylko z Nim pogadać. Nie powiem Mu, że teraz nie mogę, czy nie mam siły, bo przecież ta wymówka nawet mnie samego nie przekonuje.

ntr4

Ten dziwny czas daje duże możliwości, zwłaszcza, że nawet do końca nie wiem, jak długo będzie trwał. Czas się ogarnąć, nawet jeśli nie są to tylko długie, mam nadzieję, że zasłużone, wakacje. Na pewno jest to mój swoisty detoks. W jakiś sposób moja terapia. Wierzę głęboko w sensowność Bożych pomysłów. Niestety, widzę też bezsensowność wielu swoich pomysłów. Przez lata życia na wysokich obrotach oduczyłem się pewnych zachowań, które można by nazwać normalnością, codziennością. Jak się nic nie dzieje, to ja nie wiem, co mam robić, czuję się zagubiony. A przecież większość życia to normalność, czyli NTR. Ot, takie odkrycie. Niby nic, a jednak dla mnie coś.

ks. Maciej Krulak