Początki

Czytając dzisiejsze pierwsze czytanie (Dz 11,21b-26; 13,1-3) pomyślałem sobie, jak mało spektakularne bywają początki. Paweł i Barnaba. Wielcy apostołowie. Paweł kojarzy nam się jednoznacznie z misjonarzem, przemierzającym ówczesny świat i głoszącym Ewangelię. Tymczasem po spektakularnym nawróceniu i głoszeniu Ewangelii w Damaszku a następnie w Jerozolimie (Dz 9,19-30), Paweł zostaje wysłany do Tarsu, gdzie przebywa kilka lat. Nic nie słychać o jego działalności w tym czasie. Z Tarsu wyciąga go Barnaba (o czym czytaliśmy dzisiaj), który potrzebuje pomocy w głoszeniu Ewangelii w Antiochii. Ale potem pracują w tej Antiochii przez dwa lata. I dopiero stamtąd zostają posłani na głoszenie Ewangelii.

Podobna jest historia Barnaby, dzisiejszego patrona. Należy do Kościoła w Jerozolimie. Pojawia się kilka razy na kartach Dziejów, ale nie w związku z głoszeniem Ewangelii. Dopiero gdy zostaje wysłany do Antiochii, zaczyna apostołować na większą skalę – najpierw przez dwa lata tam, a potem wyrusza razem z Pawłem na wyprawę misyjną.

Jaki stąd wniosek? Chyba najpierw taki, że Pan Bóg może człowieka powołać w każdym momencie. Patrzymy na Pawła przez pryzmat jego późniejszych lat, tymczasem na początku był takim „zwyczajnym chrześcijaninem”. Prośba Barnaby o pomoc, dotycząc przecież tylko pracy w Kościele w Antiochii, rozpoczęła drogę, która całkowicie odmieniła jego życie. Ale wyruszając do Antiochii raczej nie przypuszczał, jak bardzo jego życie się zmieni. Drugi wniosek, jaki mi się nasuwa, jest taki, że po prostu warto odpowiadać na wszystkie wezwania. Nie wiem, czy Paweł marzył o wyprawach misyjnych. Ale jeśli marzył, to mógł pomyśleć, że wezwanie do pracy w Antiochii nie za bardzo odpowiada jego ambicjom. Tymczasem, gdyby nie odpowiedział na to wezwanie, nie byłoby dalszego ciągu jego życia, nie zostałby apostołem narodów.

Krzysztof Jankowiak