Pokusy na drodze

Kiedy człowiek staje przed potrzebą rozeznania dalszej drogi, chciałby aby wszystko przebiegło prosto i łagodnie. Ale niestety nie zawsze tak jest. Rozeznanie bywa trudem. Trudności rozeznania mogą być bardzo różne, wśród nich są takie, które leżą po stronie człowieka.

Papież Franciszek na zakończenie ubiegłorocznego synodu biskupów stwierdził: „Ponieważ była to «droga», to jak w czasie każdej drogi były chwile szybkiego marszu, jakby chciało się pokonać czas i jak najszybciej osiągnąć cel. Były też chwile zmęczenia, niemal chęć powiedzenia: dość. Były też inne chwile — entuzjazmu i zapału; były chwile wielkiej otuchy, kiedy słuchaliśmy świadectw prawdziwych pasterzy (por. J 10, i kan. 375, 386, 387), którzy roztropnie noszą w sercu radości i łzy swoich wiernych. Chwile pociechy, łaski i umocnienia, kiedy słyszeliśmy świadectwa rodzin, które uczestniczyły w Synodzie i dzieliły się z nami pięknem i radością swego małżeńskiego życia. Droga, podczas której silniejszy czuł się zobowiązany do pomagania słabszemu, gdzie bardziej doświadczony gotów był służyć innym, także poprzez konfrontacje poglądów. A ponieważ była to droga ludzi, oprócz chwil pocieszenia były też chwile przygnębienia, napięć i pokus”.

Następnie Ojciec Święty wskazał na niektóre pokusy grożące uczestnikom synodu. Wydaje mi się, że tak naprawdę są to pokusy nie tylko ojców synodalnych, ale czyhają one na wszystkich, którzy mają decydować o dalszej drodze – czy to będzie droga całego Kościoła, czy droga jakiejś jego części, np. diecezji, zakonu, ruchu.

Papieska analiza jest niezwykle trafna. Chciałbym więc przyjrzeć się bliżej pokusom wskazanym przez papieża Franciszka.

Pierwsza wymieniona pokusa to „pokusa nieprzyjaznej sztywności, to znaczy chęć zamknięcia się w obrębie tego, co napisane (litera) i niepozwalanie zaskakiwać się Bogu, Bogu niespodzianek (duch); w obrębie prawa, w pewności tego, co znamy, a nie tego, czego powinniśmy się jeszcze nauczyć i co osiągnąć. Od czasów Jezusa jest to pokusa osób gorliwych, skrupulatnych, troskliwych i tak zwanych – dziś – tradycjonalistów, również intelektualistów”.

Myślę, że nie przypadkiem właśnie ta pokusa została wymieniona na pierwszym miejscu. Jest to pokusa, jak wskazał papież, „ludzi gorliwych, troskliwych” – a więc ludzi, których generalnie ocenilibyśmy pozytywnie. Jakoś łatwiej jest rozmawiać o pokusach związanych z jakąś słabością człowieka. Tymczasem ludzie prawdziwie i głęboko zaangażowani, wiarę traktujący poważnie też mają swoje pokusy.

„Wszystko już zostało powiedziane”, „sprawa jest przesądzona”, „po co się tym zajmować, skoro już się tą kwestią kiedyś zajmowano” – takie i podobne zdania wyrażają postawę ulegania tej pokusie. Pojawia się ona bynajmniej nie tylko w sprawach dotyczących całego Kościoła. Znamy tę pokusę bardzo dobrze również na naszym gruncie oazowym. Wystarczy na przykład rzucić temat długości rekolekcji oazowych, natychmiast usłyszymy głosy, które samo zajęcie się tym problemem uznają za zdradę wobec charyzmatu Ruchu czy osoby Założyciela.

Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie mam zamiaru twierdzić, że wszystko powinno podlegać zmianom i nic nie może być trwałe. Zwróćmy uwagę, na co wskazuje Papież: „niepozwalanie zaskakiwać się Bogu, Bogu niespodzianek”. Jeśli widzimy jakiś problem, jakąś kwestię wymagającą naszym zdaniem rozeznania, to rozeznanie nie powinno polegać na naszym kombinowaniu, co by tu zmienić. Rozeznanie powinno być szukaniem woli Bożej, pytaniem czy Pan Bóg nie ma jakiegoś rozwiązania. Czy naprawdę nie wierzymy w to, że Bóg zna odpowiedź na wszystkie pytania? Czy nie wierzymy w to, że może wskazać drogę, która nam w ogóle nie jest stanie przyjść do głowy? „Nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej” – zarzucił Pan Jezus saduceuszom, którzy pytali go o zmartwychwstanie (Mk 12, 24). Im się wydawało, że wszystko wiedzą, że mają całą sprawę przemyślaną i wszystkie aspekty wzięte pod uwagę. A Pan Jezus wskazał rozwiązanie, o którym w ogóle nie pomyśleli.

Prawdy wiary nie mogą ulec zmianie. Ale gdy na tle ich zastosowania pojawiają się pytania, warto zastanowić się, czy Pan Bóg nie przygotował jakiejś drogi. Co z tego, że nie widzimy rozwiązania, które nie naruszałoby prawd wiary? My nie widzimy, ale być może Pan Bóg jakieś rozwiązanie ma. Powinniśmy dać Bogu szansę.

Podobnie nie mogą ulec zmianie fundamenty Ruchu. Ale naprawdę nie możemy wykluczać, że Pan Bóg ma rozwiązanie, które nam w ogóle nie przychodzi do głowy. Jeśli w ogóle nie zajmiemy się jakimś istotnym problemem, Pan Bóg nie będzie mógł wskazać nam drogi.

Trzeba jednak tutaj bardzo wyraźnie powiedzieć: to, że podejmiemy jakiś temat, nie oznacza automatycznie, że nastąpi zmiana. W 2006 r. Kongregacja Diakonii zajęła się oazą rekolekcyjną, starając się między innymi zmierzyć się z problemami wskazywanymi przez osoby domagające się skrócenia oaz. Uczestnicy kongregacji mogli między innymi zapoznać się ze świadectwami osób, które organizowały krótsze oazy. Ostateczne rozeznania kongregacji poszło jednak w kierunku podkreślenia niezastąpionej roli piętnastodniowych rekolekcji. Tak to może być: zobaczymy jakieś problem, weźmiemy go „na warsztat”, a Pan Bóg potwierdzi, że mamy iść dotychczasową drogą.

Druga pokusa wymieniona przez papieża jest jakby z przeciwnego bieguna: :Pokusa destrukcyjnej pobłażliwości, która w imię złudnego miłosierdzia bandażuje rany, nie opatrując ich wcześniej ani nie lecząc; jest to leczenie objawów, ale nie przyczyn i źródła choroby. Jest to pokusa «ludzi chcących uchodzić za dobrych», lękliwych, a także tak zwanych «zwolenników postępu i liberalizmu»”.

Tutaj tak naprawdę w ogóle nie ma rozeznania. Widzimy problem, litujemy się nad niedolą ludzi, którzy przeżywają trudności i od razu wymyślamy rozwiązanie, nie zastanawiając się, co jest istotnym źródłem problemu. Trzymając się przykładu z życia oazowego: nierzadko spotykałem ludzi, którzy twierdzili, że krótki urlop nie pozwala im na wyjazd na oazę. Można było im współczuć, postulować od razu krótsze rekolekcje. Tylko, że… te same osoby, gdy pojawiła się okazja atrakcyjnego wyjazdu wakacyjnego na cały miesiąc jakoś potrafiły uzyskać urlop. W ich wypadku więc postulat skrócenia oaz byłby „leczeniem objawów” bez dotarcia do przyczyn. (Uwaga! Nie twierdzę, że nie istnieje problem z uzyskaniem urlopów na oazę, twierdzę natomiast, że nie u wszystkich to jest prawdziwe źródło trudności).

To niestety jest częsta postawa w dzisiejszym świecie. Bardzo trafnie Papież mówi o „ludziach chcących uchodzić za dobrych”. Jeśli ktoś stawia jakieś wymagania, przypina mu się łatkę dogmatyka, uchodzi za człowieka, który się czepia. Człowiek więc, który wymagań nie stawia, będzie uważany za dobrego, rozumiejącego ludzkie problemy. A któżby nie chciał uchodzić za dobrego? Jakże często jako uzasadnienie wysuwanych postulatów zmniejszania wymagań moralnych leży postawa: „Po co ludziom zabraniać? Przecież to jest takie dobre/korzystne/przyjemne/budujące?” Nie ma w takim podejściu sięgnięcia do głębi, do źródła, wniknięcia w podstawy normy moralnej, a jest tylko zatrzymanie się na zewnętrznym fakcie, że komuś czegoś nie wolno.

„Pokusa przemieniania kamieni w chleb, aby przerwać długi, uciążliwy i bolesny post (por. Łk 4, 1-4), a także przemieniania chleba w kamień, by rzucić nim w grzeszników, słabych i chorych (por. J 8, 7), to znaczy, aby przekształcić go «w ciężary nie do uniesienia» (Łk 11, 46)”.

To są właściwie dwie przeciwstawne pokusy. Łączy je jedno – instrumentalne traktowanie wiary. Wiara bywa trudem. Ojciec Święty podaje przykład postu, ale trud wiary może oznaczać bardzo rozmaite sytuacje: niezrozumiałe życiowe doświadczenia, posuchę w modlitwie, ponoszenie konsekwencji wcześniejszych decyzji życiowych i wiele innych. Można uciekać od trudu wiary, można innym bagatelizować trud wiary, można wreszcie ukazywać wiarę jako coś zawsze łatwego i przyjemnego, negując wszelki trud.

To jednak, że wiara bywa trudem, nie oznacza, że trudem jest zawsze. Można negować wszelką radość wiary, wymyślać trud tam, gdzie go nie ma. Można nie dostrzegać, że w konkretnych sytuacjach istnieje rozwiązanie, że z trudności da się wyjść.

„Pokusa zejścia z krzyża, aby zadowolić ludzi, a nie pozostawanie na nim, żeby wypełnić wolę Ojca; nachylenia się do ducha świata, zamiast go oczyścić i nagiąć do Ducha Bożego”.

To Bóg ma wyznaczać drogę. Rozeznanie to pytanie o wolę Boga. Zadowolenie ludzi, dobre wyglądanie w oczach świata to nie są kryteria, którymi mamy się kierować.

Ta pokusa może się wydawać oczywista. Jako dobrzy chrześcijanie wiemy oczywiście, że nie powinniśmy kierować się tym, co mówi świat. Warto jednak zwrócić uwagę, że Papież mówi tu o pokusie zejścia z krzyża. Z perspektywy przeżywanego krzyża wiele spraw widzi się inaczej. Często mądrzej, ale na krzyżu czyhają też pokusy. Ta pokusa – w przeciwieństwie do poprzedniej – przychodzi poprzez ludzi. Ludzi, którzy mówią: „po co się tak męczyć?”, „nikt tak nie robi”, „po co tracić życie?”.

„Pokusa zaniedbywania depositum fidei, uważanie siebie nie za stróżów wiary, ale za właścicieli i panów lub – z drugiej strony – pokusa ignorowania rzeczywistości, używanie języka pedanteryjnego i gładkich słów, by powiedzieć wiele rzeczy i nic nie powiedzieć! Nazywano to «bizantynizmem»”.

Tutaj Ojciec Święty też wymienił dwie przeciwstawne pokusy. Obie łączy to, że polegają na ignorowaniu. Pierwsza ignoruje to, czym jest wiara. Prawdy wiary nie są czymś, co można dowolnie kształtować, co wynika z jakichś ludzkich ustaleń. Wiara jest rzeczywistością większą od nas, prawdy wiary istnieją obiektywnie, naszym zadaniem jest jedynie ich odczytywanie.

O tym, że prawdy wiary czy wymagania moralne to „Kościół sobie wymyślił” najczęściej mówią ludzie niewierzący, nie rozumiejący, czym wiara tak naprawdę jest. Warto jednak zauważyć, że papież Franciszek wskazał tę pokusę jako zagrażającą biskupom zgromadzonym na synodzie. Tym bardziej żaden z nas nie może być pewny, że ona mu nie zagraża.

Pokusie ignorowania rzeczywistości ulega się wtedy, kiedy nie dostrzega się problemów, z jakimi ludzie mierzą się w przeżywaniu swojej wiary. Wracając do naszego przykładu oazowego: jeśli ktoś twierdzi, że nie ma w ogóle problemów z wyjazdami na dłuższe oazy, to ignoruje rzeczywistość. Zarazem zobaczenie problemu nie musi od razu oznaczać, że wprowadzi się jakieś rewolucyjne zmiany – dostrzeżenie problemów finansowych związanych z dłuższymi oazami zaowocowało w wielu diecezjach zorganizowaniem rozmaitych funduszy służących pomocą osobom mającym kłopoty z zapłatą za tak długi wyjazd.

Przejawów ignorowania rzeczywistości może być pewnie wiele. Papież wskazał na jeden z nich. Jakże często możemy usłyszeć długie i kwieciste przemówienia, z których tak naprawdę nic nie wynika, które tak w istocie rzeczy pozbawione jakiejkolwiek treści i są zagadywaniem problemu. „Błogosławieni ci, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego w słowa” – to słowa Juliana Tuwima.

Droga synodalna trwa – jesienią odbędzie się kolejny synod, potem papież wyda adhortację posynodalną. A cały czas trwa droga Kościoła i wszystkich należących do niego wspólnot. Droga, na której co jakiś czas musimy dokonywać rozeznania dalszego kierunku. Jak mamy podejść do pokus czyhających na drodze rozeznania? Na zakończenie wypowiedzi na temat pokus Papież powiedział:

„Pokusy nie powinny nas przerażać ani też bulwersować, a tym bardziej zniechęcać, bo żaden uczeń nie jest większy od swego mistrza; jeśli więc Jezus był kuszony — a wręcz nazwany Belzebubem (por. Mt 12, 24) — to Jego uczniowie nie powinni spodziewać się lepszego traktowania”.

Krzysztof Jankowiak

artykuł opublikowany w 204. numerze „Wieczernika”, więcej na temat tego numeru przeczytasz tutaj