ŻYĆ KONTEMPLATYWNIE

Istotą mistyki jest umiejętność szukania
i znajdowania Boga we wszystkich rzeczach.

Od dziesięciu godzin byłem w drodze. Z Krościenka szedłem przez Sokolicę i Górę Zamkową na Trzy Korony. Później przez Czorsztyn i Przełęcz Snozką uciekałem od tłumów hałaśliwych turystów w błogosławioną ciszę Lubania. Szedłem sam, otoczony dyskretną obecnością Anioła Stróża i Maryi, której bliskość wyznaczały kolejne dziesiątki różańca. Szczyt góry Lubań powitał mnie cudownym zachodem słońca. W jego blasku, patrząc na odległe szczyty Tatr i rozciągające się w dole wody Zalewu Czorsztyńskiego odmawiałem słowa psalmu godziny czytań z niedzieli drugiego tygodnia Liturgii Godzin: Boże, mój Panie, Ty jesteś bardzo wielki. Odziany w majestat i piękno, światłem okryty jak płaszczem. Niebo rozpostarłeś jak namiot, komnaty swe wzniosłeś nad wodami. Chmury są Twym rydwanem, przechadzasz się na skrzydłach wiatru (...). Z Twoich komnat nawadniasz góry, owocem dzieł Twoich syci się ziemia / Ps 104, 1b-3.13 /. Było coś świętego w wieczornej godzinie dnia i czułem, że oto staję przed ukrytym obliczem Pana nieba i ziemi, przed obliczem Tego, który wszystkie gwiazdy woła po imieniu / por. Ps 148, 4 /. Ogarnęła mnie bojaźń i zachwyt.

Bóg jest Wspólnotą Dialogu. Oto bowiem Ojciec zgłębiając w sposób absolutny własną naturę, wypowiada owo samopoznanie w Słowie, które jest drugą Osobą - Synem. Z kolei Syn, otrzymując całą nieskończoność swojego bóstwa od Ojca, zwraca się ku Niemu w tchnieniu samej Miłości, jaką Ojciec kieruje ku Swemu Jednorodzonemu. Ta Miłość jest trzecią Osobą Trójcy Świętej - Duchem, a jedność między Ojcem i Synem jest tak wielka, że Duch Święty pochodzi od nich nie jako od dwóch, ale jako od jednego tchnienia. Właśnie w centrum tego odwiecznego Dialogu Miłości dokonuje się cud stworzenia. Św. Paweł pisząc o Jezusie tak próbuje uchwycić tę nieskończoną tajemnicę: On jest Obrazem Boga niewidzialnego, Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi / Kol 1, 15-16a /. Bóg Ojciec stwarza wszystko w swoim Synu. Termin obraz /gr. eikon / oznacza doskonałe wyrażenie Bożej natury w Chrystusie, zatem świat stworzony w Synu, nosi w sobie, w jakiś przedziwny sposób, znamiona owego Bożego Obrazu. W ten sposób wszechświat staje się niejako ikoną Boga - znakiem, który nie tylko do Boga się odwołuje, ale na sposób duchowy uobecnia w sobie Jego doskonałość i mądrość. Wszechświat stworzony przez Boga z nicości jest całkowicie zwrócony ku swemu Stwórcy i otwarty na przyjęcie daru istnienia. Cała przyroda, stając się miejscem stwórczej obecności Boga, przez fakt swego istnienia głosi Jego chwałę. W tym właśnie sensie chrześcijanie mówią o modlitwie przyrody.

Nieznany autor biblijnej Księgi Mądrości tak pisał dwa wieki przed Chrystusem: Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga, z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest. Jeśli urzeczeni ich pięknem wzięli je za bóstwa --winni byli poznać, o ile wspanialszy jest ich Władca, stworzył je bowiem Twórca piękności. Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę / Mdr 13, 1.3.5 /.

Świat jest ikoną Boga. Jeżeli przez akt odkupienia człowiek stał się ponownie miejscem szczególnej obecności Boga - Jego świątynią, to wszechświat, jako środowisko życia człowieka jest nią także. Bóg jest obecny w swoim stworzeniu, jednakże, jak zawsze, jest to obecność ukryta, która wymaga od człowieka wielkiej duchowej wrażliwości. Przyroda, która pociąga i zachwyca kontemplującego ją człowieka, jest jedynie znakiem, który ma naprowadzać na Bożą Obecność. Istota mistyki nie leży w ekstazach czy duchowych wizjach, ale w umiejętności szukania i znajdowania Boga we wszystkich rzeczach. Do takiej mistyki, mistyki codzienności powołany jest każdy z nas. Tu nie wystarczy jedynie proste doświadczenie piękna. O ile zachwyt jest kresem przeżycia estetycznego, o tyle w życiu duchowym jest dopiero początkiem. Zetknięcie z pięknem przyrody jest niejako bramą, przez którą człowiek wchodzi w Bożą Obecność i dlatego musi być początkiem modlitwy. To modlitwa, której impulsem może być emocjonalne poczucie piękna, stanowi rzeczywistą przestrzeń spotkania i doświadczenia Boga. Samo przeżycie estetyczne nie nosi w sobie żadnej głębszej wartości, jeżeli nie zostanie odniesione do źródła owego piękna - do Boga. Tylko wtedy, jeżeli zachwyt światem stanowić będzie inspirację do modlitwy, kontemplacja przyrody stanie się w rzeczywistości kontemplacją Boga w niej obecnego. Bóg, jako nieskończony i doskonały pozostaje zawsze wobec świata transcendentny. Trzeba nam wyrobić w sobie zdolność takiego duchowego spojrzenia, które nie będzie zatrzymywało się jedynie na tym, co, mimo że wspaniałe i majestatyczne, jest jedynie zmienne i przemijające. Rzeczywistość Boga, Jego Aniołów i Świętych jest tak naprawdę pośród nas, zatem żyć w nieustannym poczuciu Bożej bliskości, szukając i znajdując Go we wszystkim - to właśnie znaczy żyć kontemplatywnie. W rzeczywistości bowiem, jak mówił św. Paweł: jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy / Dz 17, 27b-28a /.

Kocham góry. Są one dla mnie jak cudowna monstrancja, wypełniona po brzegi Bożą Obecnością. Nie jest bez znaczenia to, że jak pisał ks. Roman Rogowski w swojej ,,Mistyce gór'', wszystkie najważniejsze wydarzenia historii zbawienia właśnie na nich się dokonywały, ponieważ Bóg, który jest Bogiem Gór / 1 Krl 20, 28 /, szczególnie je sobie upodobał. Również w mojej własnej historii zbawienia góry mają szczególne miejsce. Jest w niej czas Syjonu, gdy zawierałem swoje osobiste przymierze z Panem Bogiem i czas Golgoty, gdy pielgrzymowałem w góry obarczony wieloma intencjami, błagając Boga o światło, o rozeznanie, o szczęście. Jest w niej także czas Taboru, zawsze wtedy, gdy schodziłem z gór przemieniony, z nowym doświadczeniem Boga. Gór jest wiele, a w każdej odmiennie i niepowtarzalnie objawia się potęga ich Stwórcy. Jedno jest pewne. Wszystkie one są znakiem Bożej Miłości. Warto o tym pamiętać podczas wakacyjnych wędrówek i modlitewnych zamyśleń.

Aleksander Bańka