Jezus Chrystus moim Panem jest

Oaza w RwandziePomysł oazy I stopnia w Rwandzie powstał na kursie wolontariusza misyjnego w Ołtarzewie. Na kurs zapisało się 12 osób, z czego połowa miała doświadczenie z Ruchem Światło-Życie. Rekolekcje oazowe na ziemi afrykańskiej zostały przeprowadzone już w zeszłe wakacje w Kenii i cieszyły się bardzo pozytywnym przyjęciem. Dlatego ucieszyłam się, kiedy prowadzący kurs ks. Jerzy Limanówka SAC zaproponował nam przeprowadzenie takich rekolekcji w Rwandzie. (…)

W rekolekcjach uczestniczyło 19 osób w wieku od 17 do ok. 30 lat. Wśród nich była ucząca się młodzież, studenci, siostry zakonne, klerycy oraz osoby bezrobotne. Większość z tych osób jest zaangażowana w różne grupy kościelne, których w Rwandzie jest dużo. Całe rekolekcje odbywały się w stolicy kraju Kigali w centrum pallotyńskim na Gikogndo, gdzie także mieszkaliśmy z wolontariuszami. Nie były to rekolekcje stacjonarne, jak w Polsce, ale uczestnicy na nie dojeżdżali ze swoich domów. Pochodzili z parafii: Gikondo, Kinoni, Ruhango oraz Kabuga.

Oaza w RwandzieDzień rozpoczynaliśmy o godz. 10.00. Po zapaleniu świecy i modlitwie do Ducha Świętego, zaczynaliśmy od nauki piosenki w języku polskim lub kinyarwanda. Ich ulubiona to „Jezus Chrystus moim Panem jest”, która wychodziła im bardzo dobrze z pokazywaniem J Następnie nasz moderator ks. Przemek Krawiec SAC prowadził konferencję o charyzmacie naszego Ruchu lub szkołę modlitwy. Dokładnie przybliżyliśmy im postać ks. Franciszka Blachnickiego, historię powstania naszego ruchu, symbolikę znaku Światło-Życie, system formacji, pedagogię nowego człowieka, nowej kultury (KWC), postać Chrystusa Sługi i Niepokalanej Matki Kościoła, drogowskazy nowego człowieka. Powiedzieliśmy także, jak obecnie funkcjonuje oaza na poziomie parafii, diecezji i kraju w Polsce, jak wyglądają rekolekcje u nas, pokazaliśmy zdjęcia Krościenka. Kolejnym punktem programu był Namiot Spotkania, po którym bezpośrednio była Msza Święta. Po wspólnym obiedzie był czas na półgodzinną rekreację. Od godz. 14.40 do godz. 16.00 trwały spotkania w grupach. Dzień kończyliśmy wspólnym podsumowaniem o 16.15.

Rdzennym językiem Rwandyjczyków jest kinyarwanda. Uczestnicy rekolekcji po za tym mówili głównie w języku francuskim, gdyż kiedyś Rwanda była kolonią francuską. Obecnie językiem urzędowym staje się angielski, dlatego też ok. połowa znała także ten język, ale często nie był to poziom, który pozwoliłby na skuteczne komunikowanie się. Jedynym rozwiązaniem, aby wszyscy rozumieli przekazywane treści, było tłumaczenie z angielskiego lub francuskiego na kinyarwanda.

W Rwandzie, choć istnieje wiele sekt, większość ludności stanowią chrześcijanie (80%). Chrześcijaństwo do Rwandy dotarło 100 lat temu. Jest to dość krótki okres, dlatego cały czas potrzeba ewangelizacji, potrzeba osób, które zaniosą Chrystusa do domów tych ludzi. Podzielą się wiarą, miłością, nadzieją. Szczególnie po tak trudnym doświadczeniu, jakim dla tego kraju była wojna domowa w 1994 r. Zginęło w niej ok. miliona niewinnych ludzi, a jej skutki są widoczne do dziś. Ogromną pracę w szerzeniu Dobrej Nowiny w tym kraju zrobili i nadal robią pallotyni. Owoce tej pracy mogliśmy oglądać w czasie naszego pobytu.

Oaza w RwandzieNa rekolekcjach zaskoczyła mnie przede wszystkim duża otwartość uczestników, szczególnie na spotkaniach w grupie. Grupy liczyły po 9 osób i półtorej godziny często nie starczało, aby dokończyć spotkanie. Na pierwszych zapoznawczych spotkaniach mówili o sobie bardzo dużo, nie pomijając także trudnych rzeczy, z którymi tu przyszli. Nie byłam tego świadoma i w ramach zapoznania zadałam im pytanie m.in. o rodzinę. Ledwo powstrzymywałam się od płaczu, kiedy słuchałam ich wypowiedzi. Większość osób nie miało pełnych rodzin, a niektórzy w ogóle ich nie mieli. Jeden uczestnik nigdy nie poznał taty, a mama zmarła, kiedy miał 3 lata. Przez całe swoje życie mieszkał u 17 rodzin, a ostatnia powiedziała mu, że już nie może dłużej u nich mieszkać i wylądował na ulicy… Dla niektórych spotkanie w grupie było pierwszym takim miejscem, gdzie odważyli się opowiedzieć o swojej historii życia. Inny uczestnik natomiast miał problemy z wypowiadaniem się. Kiedy mówił, jąkał się. Dlatego też bał się mówić. Jego wypowiedzi były bardzo krótkie. Kiedy spędził z nami kilka wieczorów na luźnych rozmowach, powiedział nam: To takie dziwne, że chcemy z nim rozmawiać, poświęcić mu czas, po prostu z nim być. Po 5 dniach na spotkaniu w grupie podzielił się z nami radością, że nie ma już takich problemów z mówieniem i się nie jąka. Było to słychać w jego wypowiedziach i widać w jego zachowaniu. Spotkania w grupie były dla nich bardzo ważne. Często używali określenia „rodzina”.

Mimo tak trudnych sytuacji życiowych, różnych doświadczeń, ci ludzie szukają oparcia w Bogu. Jak wielu ludzi nie potrafi zaakceptować swojego położenia? Jak często się buntują na innych, na Boga? A oni ufają. Ufają, że będzie lepiej, że znajdą w końcu pracę, że będą szczęśliwi… Od nich możemy nauczyć się wiary, ufności, patrzenia z nadzieją w przyszłość. Jak trwoga, to do Boga – mówi stare porzekadło. Czy ludzie w takich chwilach myślą o Jezusie jako o Synu Bożym? Czy tylko potrzebują uzdrowiciela, kimkolwiek by on był? Różnie to bywa. Uczestnicy naszych rekolekcji dali piękne świadectwo zawierzenia Bogu mimo trudnych sytuacji i problemów, że w takim położeniu także można uwielbiać Boga.

Ich otwartość przejawiała się także w tym, że zapraszali nas do swoich domów. Dlatego też często po zakończeniu podsumowania dnia rekolekcji razem z nimi wracaliśmy do ich domów, gdzie poznawaliśmy ich rodzeństwo, rodziców, sąsiadów oraz warunki życia, kulturę. (…)

Zauważyłam, że niektórym uczestnikom było trudno zrozumieć, przyjąć miłość Boga, ponieważ, tak jak pisałam, wiele osób ma za sobą bardzo trudne doświadczenia, jest w ciężkich sytuacjach życiowych. Na koniec rekolekcji w świadectwach bardzo mocno wybrzmiało, że właśnie w tej wspólnocie, w małej grupie dzielenia doświadczyli miłości Bożej. Doświadczyli miłości przez drugiego człowieka. Lecąc do Rwandy zastanawiałam się, czy nie lepiej jest przekazać pieniądze misjonarzom, niż wydawać je na podróż. Niektórzy robili mi z tego powodu wyrzuty. Ale dziś widzę, że nic nie jest w stanie zastąpić spotkania z drugim człowiekiem. Dla każdego, a zwłaszcza dla osób, które nie mają rodzin, które często zmagają się z samotnością, odrzuceniem, obecność, uśmiech, rozmowa, przytulenie są dla nich najcenniejsze i nie zastąpi tego żadna pomoc materialna.

Oaza w RwandzieCzas rekolekcji był też czasem łaski przebaczenia dla niektórych osób, przyjęcia na nowo, z miłością osób, które kiedyś ich skrzywdziły. Jak mówi jeden z pallotynów tam posługujących, głoszenie miłosierdzia Bożego jest dla Rwandy jak powietrze. Dokonało się to w chwili oddania swojego życia Jezusowi jako jedynemu Panu i Zbawicielowi. Moment ten był dla wszystkich bardzo ważny i poruszający. Pierwszy raz świadomie w obecności wspólnoty zawierzyli się Bogu i podjęli decyzję, aby to On kierował ich życiem. Ważnymi momentami dla nich były także odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych oraz sakrament pokuty i pojednania, do którego wszyscy przystąpili. W niedzielę zmartwychwstania bezpośrednio po Mszy św. wszyscy razem w kaplicy wyrażaliśmy swoją radość śpiewem i tańcem.

W świadectwach końcowych wielu uczestników podkreślało także, że odkryło moc Słowa Bożego. Że to ono jest podstawą naszego życia, że na Słowie Bożym mamy opierać swoje decyzje, to ono ma nas kierować. Co za tym idzie, wiele osób postanowiło, że będzie kontynuować praktykę Namiotu Spotkania i osobistej modlitwy. Zapadła im też głęboko w pamięć pedagogia nowego człowieka. Jest w nich pragnienie, aby nieustannie pracować nad sobą i każdego dnia rodzić się na nowo. Myślę, że to wszystko świadczy o tym, że dobrze zrozumieli zasadę światło-życie. (…)

Przedstawiliśmy im teologię wyzwolenia i dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Jak w większości krajach, w Rwandzie także występuje problem alkoholizmu. Wiele rodzin cierpi z tego powodu. Ale alkohol jest także głęboko wpisany w kulturę rwandyjską. Odmówienie poczęstunku alkoholem może być nawet uważane za nietakt w stosunku do gospodarza. Do krucjaty przystąpiło 5 osób, w tym 2 uczestników złożyło deklaracje członkowskie.

Chciałam jeszcze napisać o zabawie, którą poznaliśmy w Rwandzie i która dała nam dużo radości J Zabawa nazywa się: Bonjour Philippe (Dzień dobry Filip). Polega ona na tym, że wybraną osobę wzywa się na pojedynek poprzez podanie jej bliźniaczego banana. W Rwandzie banany mają ok. 10 cm długości i są przepyszne. Czasami zdarzy się, że dwa banany zrosną się razem (tak zwane banany bliźniacze). Po podjęciu wezwania obydwie osoby są Filipami. Wówczas następnego dnia osoba, która pierwsza zobaczy przeciwnika, musi do niego powiedzieć: Bonjour Philippe. Osoba przegrana zobowiązana jest do przygotowania niespodzianki dla zwycięzcy. Podobno nawet w zakonach siostry chowają się za drzwiami i stołami przed przełożoną J Mi się udało dwa razy wygrać. Jedna niespodzianka szczególnie mnie dotknęła. Vincent wręczył mi szarą kopertę wielkości A4. Powiedział, że w tej kopercie jest coś do ubrania się i poprosił, abym zgadła, co to może być. Padały różne podpowiedzi: Szalik, skarpetki… Co w tak cienkiej kopercie może się zmieścić, aby to na siebie nałożyć? Ku naszemu zaskoczeniu Vincent wyjmuje obraz Jezusa miłosiernego oraz różaniec także z małym wizerunkiem Jezusa i mówi, że mam się przyoblec w Boże Miłosierdzie. W życiu bym sama na to nie wpadła. Więc także i przy zabawie można się wiele nauczyć. Ta sytuacja znów pokazuje jak kult Bożego miłosierdzia jest ważny dla tego kraju. (…)

Po naszym wyjeździe uczestnicy spotykają nie na wspólnej modlitwie i formacji. Ustalili, że będą się spotykać 2 razy w miesiącu w 1 i 4 wtorek po ok. 2 godz. Do tego będą organizowane celebracje (1 na trymestr) i 3 w roku spotkania ze wszystkimi razem w Centrum Pallotyńskim na Gikondo. Uczestnikom w organizacji spotkań pomaga ks. Zdzisław Prusaczyk SAC.

Polecamy Waszej modlitwie tę nowo powstałą wspólnotę w Rwandzie.

Ewelina Napora

obszerne fragmenty tekstu, który ukaże się w najbliższym numerze „Wieczernika”

więcej o tym numerze „Wieczernika” przeczytasz tutaj