Wstyd, kłujący jak żądło, przeszył moje ciało, gdy klęczałam na dywanie w sypialni. Gdyby tak móc wtopić się w podłogę, ukryć się gdziekolwiek, żeby tylko Bóg przestał na mnie patrzeć...

Pycha, towarzyszka lat, leżała zdruzgotana u mych stóp. Słowa przeczytane w Piśmie ogłuszały mnie. To, co zaczęło się jak normalna, przyjemna modlitwa, zostało przerwane wstrząsającym olśnieniem.

Zaczęło się od czytania fragmentu Ewangelii Mateusza. Nad rzekę Jordan, gdzie Jan Chrzciciel chrzci ludzi, przychodzą faryzeusze i saduceusze. Jan wita tych członków żydowskich sekt słowami: "Plemię żmijowe !".

Mocne to słowa ! Jakże musieli być oburzeni.

Jan wzywa faryzeuszów i saduceuszów do okazania skruchy. Szydzi z tego, że pysznią się, iż są Synami Abrahama: "Bóg może z tych kamieni wzbudzić dzieci Abrahamowi". Co mogło być powodem ich dumy ? Nie było powodu. A jednak czytając dalej zastanawiałam się, czy przypadkiem Jan nie postąpił zbyt surowo.

Wtedy Jezus przychodzi nad rzekę i prosi Jana, by Go ochrzcił. Chrzciciel sprzeciwia się, mówiąc, że to on powinien być ochrzczony przez Jezusa. Lecz Jezus w swej wielkości pochyla się ze czcią przed małym, tak małym człowiekiem, pozwalając, by ludzie przypatrujący się znad rzeki ujrzeli Go jako jednego z grzeszników.

Faryzeusze i saduceusze, którzy nie posiadali zgoła nic, czym mogliby się chełpić, okazywali pychę. Jezus, który mógł chwalić się wszystkim, pozostał pokorny. Człowiek jest dumny, Bóg jest uniżony. Jakże człowiek może być dumny, gdy Bóg jest uniżony ? Gorzka ironia tego wstrząsnęła mym duchem, pełnym spokoju. Zawołałam do siebie: "Ty żmijo ! Bóg może z tych strzępów leżących na dywanie wzbudzić ..."

Leżałam twarzą do podłogi, pozbawiona nadziei ucieczki; i wtedy znalazłam się w obliczu prawdy: jestem dumna. Jestem dumna ze swoich osiągnięć naukowych, stopni naukowych znanego uniwersytetu. Jak wyglądam w porównaniu z Bogiem ? On posiada wszelką mądrość i wiedzę. Bóg wie wszystko o wszystkim. Kwalifikuje Go to do każdego stopnia naukowego na każdym uniwersytecie świata. Ja jestem dumna, myślałam sobie, a Bóg pokorny. Zawstydzająca prawda popchnęła mnie znowu do szukania kryjówki ...

Lecz, o zgrozo, kolejne grzechy przedefiladowały w moim umyśle. Jestem człowiekiem twórczym. Piszę. Piszę do gazet i czasopism. Piszę piosenki i wiersze..., a Bóg stworzył wszystkie rzeczy. Ja jestem autorką artykułów. On jest autorem życia.

Chlubię się swoją postawą służby. Spędzam ochotniczo wiele godzin w tygodniu, udzielając rad kobietom z pewnej wspólnoty chrześcijańskiej. Żyję w chrześcijańskiej rodzinie, pomagam w wykonywaniu prac domowych. Oddałam swoje pieniądze ludziom potrzebującym.

A Jezus umarł za całą ludzkość.

Wszystkie osiągnięcia czy umiejętności, które zwykła byłam nazywać moimi własnymi, rozpłynęły się w powietrzu, gdy uzmysłowiłam sobie swoją naturę w zestawieniu z naturą Boga. Chełpliwe myśli przemykały przez mą głowę, rozbijając się o twardą ścianę rzeczywistości, niezdolne przetrwać w obliczu Boga.

W oślepłym poszukiwaniu słów skruchy otworzyłam swe Pismo na Psalmie 51. "Zmiłuj się nade mną, Boże", płynęła modlitwa. Zatrzymałam się na wierszu 12: "I odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego !". Ducha niezwyciężonego. O, tak ! Daj mi nowego, niezwyciężonego ducha. Ale cóż to jest duch nowy i niezwyciężony. Odpowiedź przyszła z wierszem 19: "Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym".

Bóg przyjmuje ducha skruszonego, ducha pokornego. Ja, tak jak faryzeusze i saduceusze, byłam mieszkaniem pysznego raczej niż pokornego ducha. Dawniej, gdy klęczałam przed Bogiem oddawałam Mu należną cześć tylko postawą ciała, nie zaś duchem. Jakże śmiałam ja, stworzenie, zbliżyć się do Boga, Stwórcy, inaczej niż w uniżeniu ? Skoro Bóg w swej wielkości zachowuje pokorę, jak ja w swej małości mogę być inna ? Czy potrafię stanąć jeszcze raz przed Panem ? Dlaczego bowiem miałby chcieć obcować z kimś pysznym przez tyle lat ? " O, Panie Jezu", jęczałam.

Pierwszy wiersz Psalmu 51 złagodził napięcie mego ciała: "Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości". Bóg kocha mnie w gąszczu mego grzechu. Jego miłość jest niezawodna; nie odchodzi, nie powraca. Ale co ja mam teraz uczynić ? Co zrobić, by stać się pokorną ?

Zaczęłam modlić się o ducha pokory i skruchy, tak jak to robił psalmista. Musiałam złamać swą dumę. Ale natychmiast obawy okrążyły me dobre intencje. Czy to oznacza, że stanę upokorzona, zażenowana przed oczyma wielu ludzi ? "Może powinnaś jeszcze raz przemyśleć tę całą sprawę ?"- ostrzegał mnie jakiś głos. "To nie popłaca działać pochopnie, podejmować nagłe decyzje". "Ależ to jest to, czego chce ode mnie Bóg", odparłam. "Mogę zaufać Bogu".

Odczułam potrzebę zaprzestania rozważania mego własnego grzechu i zwrócenia uwagi na innych.

Nietrudno zauważyć grzechy innych. Jestem nieźle wyćwiczona w dostrzeganiu grzechów innych, to takie łatwe. Przykłady takiej postawy odżyły w mojej świadomości.

"On nie ma w sobie zbyt wiele miłości". / Ja, oczywiście, posiadam ją, chyba , że ktoś na to nie zasługuje. /

"Jej z pewnością brak poczucia odpowiedzialności". / Ja zawsze robię dobrze to, co do mnie należy, o ile ktoś mnie nie powstrzymuje. /

"Ona jest taka uparta". / Ja jestem otwarta na wszelkie pouczenia - za wyjątkiem przypadków, kiedy mam rację. /

"On łatwo się obraża". / Ja nie - może tylko wówczas, gdy mnie ktoś skrzywdzi. /

Przypomniałam sobie pokorę Nehemiasza. Kiedy Nehemiasz usłyszał o wielkiej biedzie i pohańbieniu Izraelitów, którzy powrócili z wygnania, ukorzył się przed Bogiem. Mógł przecież potępić Izraelitów, ale zamiast tego płakał, lamentował, modlił się, pościł. Rozpoznał swój własny grzech i okazał skruchę: "Również ja i mój ród zgrzeszyliśmy. Bardzo źle postąpiliśmy wobec Ciebie: nie zachowaliśmy przykazań ani praw, ani przepisów, które wydałeś słudze Twemu Mojżeszowi". /Ne 1, 6-7 /

Muszę naprawdę przyjąć myśli i drogi Boga jako górujące nad moimi własnymi. Ale przecież ja już tak czynię, czyż nie ? - zadałam sobie pytanie. No cóż, odpowiedziałam, nie zawsze. Czasem, gdy masz podjąć jakieś decyzje, nawet nie pytasz Pana o zdanie, więc może po prostu nie chcesz znać Jego odpowiedzi.

Gdy nadeszła Jego godzina w ogrodzie Getsemani, Jezus zwrócił się do Ojca: "Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale Ty". /Mt 26, 39/

Wolą Jezusa było postępować według woli Ojca, bez względu na trudności: "A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej" /Flp 2, 7b-8/.

Dlaczego Bóg wzywa ludzi do pokory ? Dlaczego powinnam wybrać ścieżkę pokory, skoro moje "ja" z krzykiem domaga się pochwały, szacunku, rozpoznania, uważania ?

Natychmiast uświadomiłam sobie, że moje pragnienie, by zrobić wrażenie na ludziach i zadowolić ich było silniejsze niż pragnienie zadowolenia Boga. Ażeby zadowolić Boga, muszę pójść w ślady Jezusa. Powiedział On do swoich uczniów: "Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem". /Mt 11, 29/

W trakcie studiowania różnych fragmentów Pisma, zauważyłam, że istnieje związek pomiędzy otrzymywaniem łaski od Pana a zachowaniem wobec Niego postawy pokornej:

"Zamieszkuję miejsce wzniesione i święte, lecz jestem z człowiekiem skruszonym i pokornym". /Iz 57, 15b/

"Ty wybawiasz naród uniżony". /Ps 18, 28/

"Ale Ja patrzę na tego, który jest biedny i zgnębiony na duchu, i który z drżeniem czci moje słowo". /Iz 66, 2b/

"Pokorni będą wysłuchani przez Boga". /2 Krn 32, 27/

"Bóg sprzeciwia się pysznym, pokornym zaś daje łaskę". /Jk 4, 6/

"Człowieka poniża jego pycha, pokorny zdobędzie uznanie". /Prz 29, 23/

"Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony". /Łk 14, 11/

Jeśli chcę mieszkać z Bogiem, uczyć się od Niego, otrzymywać Jego łaskę, być wybawioną przez Niego, być przez Niego wysłuchiwaną i poważaną, muszę być pokorna. Podniosłam się z podłogi, by rozpocząć codzienne czynności, mając w pamięci słowa Micheasza:

"I czego żąda Jahwe od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim ?" /Mi 6, 8/

Kontakt