Pobieranie nasienia w celu leczenia niepłodności

Badanie nasienia jest standardową procedurą diagnostyczną podczas leczenia niepłodności małżeńskiej, równolegle z badaniem hormonalnym i ginekologicznym kobiety. Kościół uznał takie badanie za uzasadnione i potrzebne, dające szansę skuteczniejszego leczenia niepłodności i doczekania się przez małżonków upragnionego potomstwa. Jeżeli Kościół uznaje za dobre i potrzebne badanie nasienia (zgodnie z opinią medyczną), to znaczy, że dopuszcza możliwość jego pobrania. Jest to logiczna konsekwencja uznania takich badań za potrzebne dla małżonków.

Pobrać nasienie można w różny sposób – przez masturbację, poprzez stosunek przerywany, użyć prezerwatywy silikonowej podczas stosunku seksualnego (z lateksu się nie nadaje z racji właściwości plemnikobójczych), test postkoidalny (pobranie plemników z pochwy wraz ze śluzem szyjkowym żony), a nawet w sposób najbardziej inwazyjny – poprzez dokonanie biobsji nadjądrza. Teologowie, moraliści, duszpasterze, małżonkowie zastanawiają się, która z tych metod jest najbardziej ludzka, daje małżonkom poczucie godności, umacnia więź między nimi. Są to ważne pytania i problemy, które w komunistycznym kraju nigdy nie były brane pod uwagę, a i teraz w dobie lansowania erotomańskich wzorców zachowania są często lekceważone. Mamy prawo szukać najlepszej metody nie tylko z punktu widzenia najtańszych kosztów (według tego kryterium najkorzystniejszym sposobem jest masturbowanie się), nie tylko pod kątem najmniejszego zagrożenia dla zdrowia (w tym wypadku zdrowy rozsądek podpowiada, aby odrzucić biopsję nadjądrza skoro można pobrać nasienie bez znieczulenia, bez ranienia narządów rodnych, bez ryzyka komplikacji zdrowotnych). Katolicy uznając zasadność argumentów finansowych czy zdrowotnych, nie zatrzymują się tylko na tym poziomie wrażliwości. Istnieje także duchowość życia małżeńskiego, która pozwala dostrzec, że praktyka pobierania spermy poprzez masturbację pacjenta, już na tym wstępnym etapie badań, rozrywa związek między prokreacyjnym dążeniem do poczęcia dziecka a aktem seksualnym wyrażającym miłość małżeńską.

Wydawałoby się niewinne zanegowanie roli normalnego aktu seksualnego na tym etapie starania się o poczęcie dziecka nie ma większego znaczenia. Jednak w tak delikatnej kwestii oderwanie starań o poczęcie dziecka od aktu seksualnego otwiera drogę procesowi, który małżonkom będzie bardzo trudno zatrzymać. Do poradni adopcyjnych zgłaszają się pary, które przeszły wiele prób leczenia niepłodności nakręcając w sobie spiralę doprowadzającą do obsesyjnego pragnienia dziecka za wszelką cenę. Ostatecznie, odrzucając akt małżeński jako sposób poczęcia dziecka zgodziły się na metodę zapłodnienia „in vitro”, aby dopiero po tym niepowodzeniu zdecydować się wreszcie na adopcję. Próby urodzenia dziecka poza aktem seksualnym (które zaczynają się już w chwili pobrania nasienia przez masturbację) stawały się coraz bardziej akceptowane aż przerodziły się w uparte dążenie do urodzenia własnego dziecka za wszelką cenę, nie patrząc na koszty finansowe, psychiczne (olbrzymi stres, zranienia emocjonalne) i moralne (wyrzuty sumienia z powodu zgody na uśmiercenie innych istot ludzkich). Jest to droga, z której bardzo trudno zawrócić, a póki się jej nie przejdzie do końca nie chce się widzieć etapów przekraczania coraz bardziej poważnych granic moralnych. Przekroczenie ich kosztuje coraz więcej. Gdy już na początku tej drogi ludzki akt prokreacji traci na znaczeniu przyśpiesza się decyzję powierzenia swojego dziecka w ręce laboratoryjnych techników, którzy umieją wyprodukować ludzkie zarodki za cenę sprowadzenia męża do roli „zapładniacza” a żony do roli „inkubatora”, a dziecka do roli „produktu”.

Wielu małżonków wyczuwa ten delikatny problem już na poziomie badania nasienia, nawet jak nie nazywa go po imieniu. Źle się czują psychicznie i moralnie widząc, że jedynym sposobem zbadania nasienia jest podjęcie czynności masturbacji, która nie ma wiele wspólnego z naturalnym procesem prokreacji (a może być jeszcze stymulowana pornografią). Pobierając nasienie bez relacji z żoną niektórzy mężczyźni mają poczucie, że robią coś co im się kojarzy ze zdradą. Może są to przesadne odczucia, ale ostro wyrażają świadomość, że każda troska o poczęcie dziecka (także wyrażana poprzez badanie spermy) powinna być bezwzględnie związana z kontaktem seksualnym z kochaną kobietą. Poza kontekstem więzi z nią i miłości wrażliwy moralnie mężczyzna, pragnący powołać dziecko do życia, czuje się bardziej reproduktorem niż mężem.

Z punktu widzenia fizjologii jest to tylko pobranie jednego z płynów ustrojowych. Psychologia w tym samym momencie będzie już widziała upokarzający lęk mężczyzny, który zdaje sobie sprawę, że gdy okaże się niepłodny głęboko przeżyje swoją niemoc, ale także jako potencjalny ojciec zawiedzie żonę oczekującą upragnionego potomstwa. Już na tym poziomie refleksji problemy psychologiczne małżeństwa z poradzeniem sobie z bolesną prawdą o stracie możliwości urodzenia własnego dziecka wykraczają daleko poza procesy fizjologiczne. Wierzący małżonkowie w nieskutecznych próbach poczęcia dziecka nie raz uświadamiają sobie, że zależy ono nie tylko od ich woli, ich biologii i psychiki. Ostatecznie to Bóg jest Stwórcą człowieka a oni jego współpracownikami. Spojrzenie wiary nie zamyka perspektywy leczenia, ale chroni przed płaceniem każdej ceny „po trupach”, aby urodzić dziecko.

Wielu małżonków katolickich dostrzega różnicę między pobraniem nasienia w czasie współżycia seksualnego, w atmosferze wzajemnej więzi, troski o siebie, a samotniczym rozbudzaniem się w pokoju do masturbacji. Katolicy mają swoją własną kulturę współżycia seksualnego, własne spojrzenie na człowieka i małżeństwo podniesione do rangi sakramentu. Dlatego szukają takiej metody pobierania nasienia, która zapewni małżeństwu jak najbardziej godny i ludzki sposób przeżycia tego momentu, będzie miała znaczenie więziotwórcze. Nie będzie zakłócała religijnej prawdy o świętości prokreacji i tym samym pomoże w pełni ludzkim jej przeżyciu od początku do końca.

Zastrzeżeń moralnych nie budzi metoda używania silikonowej prezerwatywy (w celu pobrania spermy) w czasie współżycia seksualnego. Takie rozwiązanie stosuje się w niektórych klinikach na świecie, które z całkiem inną kulturą podchodzą do małżonków starających się o dziecko. Parom małżeńskim – swoim pacjentom – zapewniają taką intymność i dyskrecję, o której mogą tylko pomarzyć pacjenci w Polsce (gdzie po pobranie spermy stoi się często w tej samej kolejce co do oddania do badania moczu lub kału i jeszcze trzeba głośno mówić pielęgniarce po co się przyszło). Pomimo, że wielu ludzi krępują i zawstydzają takie warunki, to jednak postulaty moralne Kościoła odnośnie sposobu pobierania nasienia (i nie tylko) wydają się śmieszne, nieżyciowe, niepotrzebne. Uprzedzenia wobec etyki katolickiej stają się jaskrawo widoczne gdy skonfrontujemy je z troską z jaką otacza się prostytutki w Unii Europejskiej. Mają one np. prawo do korzystania z prezerwatywy (inaczej mogą oskarżyć klienta o gwałt. Prawo to jest surowo egzekwowane). Dlaczego więc postulat małżonków katolickich o dostarczeniu im specjalnej prezerwatywy, aby czuli się dobrze podczas pobierania nasienia ma być nieżyciowy i śmieszny? Można się zapytać dlaczego z taką powagą podchodzi się do oczekiwań prostytutek i zdradzających żony ich klientów, troszczy się o humanitarne dla nich warunki „pracy”, a równocześnie nie okazuje się szacunku dla katolickiego podejścia do miłości i prokreacji? Postulaty małżeństw katolickich wydają się wygórowane, nie potrzebne? Ordynarna rozwiązłość seksualna jest zabezpieczona na wszelkie możliwe sposoby a subtelność moralna kochających się małżeństw wydaje się śmieszna i niepotrzebna. Jeżeli prostytutki mogą liczyć na uwzględnienie ich etyki zawodowej i zasad, których nie wolni naruszyć, to dlaczego śmieszny ma być katolicki postulat w pełni doceniany przez najbardziej kochające się małżeństwa charakteryzujące się nieprzeciętną kulturą miłości i prokreacji.

Postulując bardziej humanistyczne sposoby podejścia do badania nasienia analogii można szukać w dążeniach do zmiany kultury rodzenia w szpitalu. Dwadzieścia lat temu kobiety rodziły na jednej sali, daleko od mężów. Jedne w czasie porodu wulgarnie przeklinały personel, inne uczestniczyły w misterium cudu życia. Prof. Fijałkowski wprowadził szkołę rodzenia a wraz z nią nowy model – porodów w osobnych salach, w których uczestniczył mąż. Mentalność twórców komunistycznych porodówek została wyparta przez nowy sposób myślenia – ludzi zatroskanych o to, aby w bardziej ludzki sposób podchodzić do tak ważnego dla małżeństwa wydarzenia jakim jest przyjście na świat ich dziecka. Podobną sytuację mamy w sektorze diagnozowania ludzkiej płodności. Jak na razie, preferuje się tutaj najbardziej pragmatyczny sposób pozyskiwania nasienia przez masturbację, czyli poza kontekstem rzeczywistej relacji męża z żoną. W wielu laboratoriach nie istnieje alternatywa dla ludzi mających niesmak i opór wobec takiej formy oddawania nasienia. Możemy mieć tylko nadzieję, że w Polsce pojawią się takie ośrodki, z których będą mogli korzystać małżonkowie wrażliwi na kwestie etyczne.

o.Ksawery Knotz

z portalu „Szansa spotkania

Leave a Reply