Raport prelegentki

fot. kajaW ostatnim czasie miałam sporo prelekcji w szkołach, w klasach od II do IV liceum ogólnokształcącego. A oto wnioski i obserwacje.

Młodzież prawie nic nie wie o etapach rozwoju dziecka w łonie matki. Dla nich jest to po prostu płód, który nic nie czuje. Powtarzają bezmyślnie slogany, które obecnie stały się bardzo modne w mediach.

W przyszłości chcą mieć własne dzieci, ale bardzo walczą o prawo do aborcji w przypadku niechcianej ciąży. Dało się zauważyć, że nie posługują się określeniem „nienarodzone dziecko”, lecz pojęciem ciąży a już najbardziej interesuje ich sytuacja kobiety, która zaszła w tzw. niechcianą ciążę. Kiedy zaś pokazuje się im prawdę o dziecku w łonie matki, upierają się przy określeniu „płód”. Bardzo dziwią się, że u dziecka, które ma 21 dni bije już serce itd. Są to jednak argumenty biologiczne, które i tak niewiele ich przekonują. Lubię im mówić o tym, że chcą, czy nie oni, ja i każdy z nas byliśmy kiedyś zygotą, zarodkiem, embrionem, płodem, noworodkiem, niemowlęciem, dzieckiem, młodzieńcem w końcu dojrzałym człowiekiem i starcem. Zwracam na to uwagę gdyż w pismach młodzieżowych, a ostatnio w licznych audycjach telewizyjnych w sposób zaprogramowany unika się pojęcia „dziecko”, zastępując je określeniem „płód”. Nagłaśnia się też trudne sytuacje kobiet, które nie mogły pozbyć się swojego niechcianego dziecka przez aborcję (popularne stało się określenie aborcji, która prawnie się należy). 8 marca emitowana była audycja dotycząca praw kobiet w czasach PRL-u (nie pamiętam na jakiej stacji), w której dowodzono, że ustawa aborcyjna z 1956 r. dawała kobiecie – cytuję: „rzeczywistą wolność, bo jeśli zaszła w ciążę, to mogła coś z tym fantem zrobić”. Takie właśnie slogany słyszałam od młodzieży.

Młodzież bardzo zajmuje los niechcianych dzieci, dowodzą, że w domach dziecka jest im źle, że adopcje są bardzo trudno osiągalne, mają też pretensje do Kościoła, że nic dla tych dzieci się nie robi. Bardzo dziwią się, że np. domy dla samotnych matek prowadzone są właśnie przez instytucje kościelne. Oczywiście są też bardzo przeciwni narodzinom dzieci chorych i poczętych z gwałtu, bardzo agresywnie reagują na argumenty za życiem tych dzieci. Kiedy rozmawiamy o rzeczywistych powodach tego zjawiska, powoli zaczynają uświadamiać sobie podstawowe pytanie, które brzmi: „Urodzić, kochać i szukać pozytywnych rozwiązań zaistniałej trudnej sytuacji, czy dopuścić do głosu egoizm i wygodnictwo, czyli przerwać ciążę, zabić dziecko i pozbyć się problemu”? Ich odpowiedź zawsze była taka sama: „Łatwiej jest zabić, niż kochać”.
W latach 90. dużo mówiło się o aborcji i jej skutkach, podkreślało się prawdę o dziecku poczętym i jego prawie do życia. Był to czas walki o wprowadzenie ustawy chroniącej życie. W ostatnich latach ten temat nieco przycichł. Jeszcze kilka lat temu, gdy zadałam w szkole pytanie o aborcję, młodzież od razu odpowiadała, że jest to zabicie dziecka. W czasie ostatnich prelekcji terminem „dziecko” nie posłużył się już nikt, prócz mnie. Dla młodzieży to tylko płód, lub ciąża.

Tematem budzącym najwięcej emocji jest oczywiście antykoncepcja, o tym też najbardziej nastolatki chcą rozmawiać. Część z nich rozpoczęła już życie seksualne i chcą wiedzieć jak uchronić się przed niechcianą ciążą. Kiedy mówię im o skutkach ubocznych środków antykoncepcyjnych, budzi to w nich bardzo żywiołowy sprzeciw, często oburzenie, obrażanie się. Słyszę często: „Pani chce nas zniechęcić, nie szanuje pani naszej wolności, chce nas pani przekonać” – odpowiadam wtedy, że moim zadaniem jest przekazać im prawdę, wyborów zaś będą dokonywać w swoim życiu, ale wcześniej powinni poznać całą prawdę o tak reklamowanych środkach. Twierdzą wtedy, że jest to moja prawda, że wcześniej była u nich inna pani i mówiła zupełnie co innego (np. o dużej skuteczności i ochronie prezerwatywy, o nieszkodliwości hormonalnej antykoncepcji) i też twierdziła, że jest to prawda. Przypominają mi się słowa Piłata, które wypowiedział do Jezusa: „Cóż to jest prawda” (J 18,38). Ten temat budzi wielkie emocje, zwłaszcza panienki są bardzo rozognione, jakby zabierano im coś najcenniejszego co posiadają (ich złudzenia!). Od jednej z nich usłyszałam: „W takim razie seks jest do dupy?” – odpowiedziałam, że „z całą pewnością antykoncepcja jest do dupy”. Zdarzało się jednak, że po spotkaniu przychodziły dziewczyny, które potwierdzały z własnego doświadczenia niektóre wymienione przeze mnie skutki uboczne hormonalnej antykoncepcji.

Temat antykoncepcji jest trudny, gdyż w czasie 45 min. lekcji nie sposób poruszyć wszystkich spraw. Zaczynamy rozmawiać o Naturalnym Planowaniu Rodziny, ale oni rozumieją to jako alternatywę dla antykoncepcji, czyli jak zabezpieczyć się przed ciążą po kościelnemu. W jednej klasie powiedziano mi, że była u nich pani, która mówiła im o metodach naturalnych i właściwie miała tylko jeden argument: „Jesteście katolikami i musicie stosować metody naturalne”. W każdej klasie na pytanie o metody naturalne uzyskiwałam odpowiedź, że jest to kalendarzyk małżeńskim z dodatkiem, że przecież te metody są nieskuteczne (zawsze znalazł się ktoś, kto twierdził, że jest na świecie właśnie dzięki nieskuteczności metody). Trzeba nie lada wysiłku, aby im te bzdury odkłamać a wszystko to w ciągu 45 min.

Prawda jest taka, że młodzież przyjmie każdego kto będzie ich nauczał o tzw. tych sprawach. Młodzi, z którymi ostatnio się spotykałam posiadali wiedzę pochodzącą z pism młodzieżowych i z telewizyjnych programów. Są bezkrytyczni i zagubieni, tym większa jest nasza odpowiedzialność i nie wolno pozostawać nam obojętnymi wobec planów wprowadzenia do szkół tzw. nowoczesnej edukacji seksualnej.

Krystyna Dudzis, Gdańsk, marzec 2002 r.

Leave a Reply