Trudne zmagania (OJDŻ 1993)

To nie były łatwe rekolekcje! Mam na myśli Oazę Jedności. Właściwie po raz pierwszy brałem udział w naszych rekolekcjach jako uczestnik. Kiedyś w Chełmży moderatorowałem na spółkę z Ojcem Eugeniuszem, ale podjętych zadań było wystarczająco dużo, aby czuć się odpowiedzialnym właściwie za całość. W Niepokalanowie było inaczej. Troszkę tak, jakbym miał doświadczyć Maksymilianowego powierzenia się całkowicie Niepokalanej.

Owo powierzenie odnosiło się do planu dnia, przygotowania liturgii, pracy w grupach, a nawet czasu wolnego. Powierzony został nawet temat oazy: „Przeprowadź to, co uważasz za słuszne w tym czasie, Stasiu!” – powiedziałem do ks. Szczepańca na kilka tygodni przed rekolekcjami. Okazało się bowiem, że ks. biskup Stefanek nie może ich przeprowadzić, a miały tak frapujący i wzniosły temat: rady ewangeliczne w życiu świeckich. Tymczasem sprowadził nas Pan Bóg na ziemię. Tak odczytuję tę zmianę.
Wspominałem już w poprzednim Biuletynie, że również Diakonia Życia winna odpowiedzieć na pytanie, które dzisiaj stawia sobie Ruch. Jesteśmy wszak jedną z jego diakonii. Są to pytania bardzo trudne. Dotykają nie tylko istoty Ruchu, jego miejsca w Kościele, ale idą jeszcze głębiej: pytają o charakter formacji, jej słuszność, wystarczalność czy prawidłowość. A trzeba przyznać, że codzienność naszego życia, jego pośpiech, zabieganie nie sprzyjają temu, aby naprawdę przysiąść do tak ważnych tematów. Ich doniosłość jest tym większa, że uzyskane odpowiedzi odnoszą się mniej o teraźniejszości, a bardziej do przyszłych pokoleń oazowiczów.
To nie były łatwe rekolekcje! Ks. Stanisław doskonale wykreował atmosferę wagi obecnego czasu. Przez Jego osobę Opatrzność Boża wprowadziła nas w to, co najistotniejsze teraz dla Ruchu, a więc i dla nas. Znaleźliśmy się w sercu huraganu, który – wierzę głęboko – Duch Święty rozpętał, aby na nowo poukładać to, co niepoukładane.
Odkryłem też w Niepokalanowie jak mało jeszcze czasu oddaję na rozmowę, lekturę, czy wreszcie na modlitwę, aby pogłębić tak zasadnicze tematy jak: na czym polega istota powołania i czy można je odnieść do posługi w Ruchu, określenie tego, co w życiu członka Ruchu jest podstawowe, a co uznać za dojrzałe, czy też pytaniu o duchowość oazowicza. Tu nie można bujać w obłokach. Trzeba konkretów, które potem zaowocują określoną postawą.
To nie były łatwe rekolekcje! Kiedy siedzi się w wewnątrz jachtu, trudno dostrzec, że przemierza on bezkresny ocean. Dopiero z boku można zobaczyć, jak z każdą godziną pokonuje kolejne etapy wyznaczonego kursu.
Byłoby grzechem pychy twierdzić, że Diakonię ominęło znamię słabości, które dotknęło Ruch. Posługując w niej, uczestnicząc w jej życiu od środka, uległem jednak innemu grzechowi: Diakonia zaczęła mi się ukazywać w ciemnych kolorach; no, powiedzmy, że w szarych. To zaczęło odbierać mi siły do posługi w niej. W Niepokalanowie ks. Stasiu spełnił rolę obserwującego jacht z boku. Padło z jego ust bardzo wiele ciepłych słów pod naszym adresem. Brzmiały jak hymn pochwalny i one właśnie dokonały we mnie przebudzenia. Uświadomiłem sobie najpierw, że patrzę na Diakonię jak na przedmiot odbity w krzywym zwierciadle. Nie jestem obiektywny, widzę tylko to, co szare i na tym poprzestaję. Stało się dla mnie jasne, gdzie tkwią fundamenty krzywego zwierciadła: zatrzymanie się na ludzkich słabościach, niedomaganiach! Tymczasem one przecież zawsze będą obecne w naszym ludzkim doświadczeniu, mnie ich także nie brakuje. Ale poza tymi słabościami, niedociągnięciami, nieporozumieniami istnieje obiektywna prawda o Bożej obecności w naszym posługiwaniu, o owocach, które ono przynosi, a także o Bożym prowadzeniu Diakonii jako wspólnoty. Powstała Rada Diakonii, coraz sprawniej podejmują swoje zadania odpowiedzialni (ich stałe spotkania kształtują oblicze i wyznaczają kierunki Diakonii), ukazuje się Biuletyn, organizowanie rekolekcji podejmuje para moderatorska, a same rekolekcje, w sferze podziału posług w oazie i przy ołtarzu, przyjmują kształt wskazań przygotowanych przez Diakonię Liturgiczną.
To nie były łatwe rekolekcje! Doświadczenie ich treści uświadomiło mi, jak moje posługiwanie wymaga ciągłego oczyszczania i porządkowania tego, co może pochodzić ze słabości natury ludzkiej. Kiedyś, na początku Pan Bóg posłużył się ludzkimi więzami, aby przyciągnąć mnie do Diakonii. Później dokonał się świadomy wybór (nadmienię „żurtem”,że nie mam jeszcze błogosławienia do DŻ, ale na razie nikt mi tego nie wypomina…), wybór na rzecz określonej posługi. Jest sprawą jasną, że tajemnica Kościoła jako „communio” niesie ze sobą wezwanie i obowiązek tworzenia więzów jedności, ale one nie mogą być jedynym kryterium wierności podjętej posłudze. Kiedy zaś wspólnota i wzajemne relacje doświadczane są próbą trwałości, może to zachwiać, ale nie powinno stanąć na przeszkodzie do wypełniania posłannictwa.
To były… dla mnie błogosławione rekolekcje! W sercu zrodziła się bowiem jasna świadomość, że Ruch to nie jakaś prywatna sprawa Moderatora Krajowego czy ks. Stanisława. Diakonia, to nie prywatne poletko Krystyny… To jest dzieło Boże. To dzieło Niepokalanej i jeżeli nie będę Jej przeszkadzał, Ona sama poprowadzi je do końca. Moje pierwsze zadanie, to nie przeszkadzać, ale pozwolić się Jej wykorzystać. A to wielki dar, być narzędziem, którym posługuje się Boża Opatrzność.
Błogosławione rekolekcje obrodziły we mnie wezwaniem, by jeszcze goręcej odpowiedzieć na Boże zaproszenie do współpracy z Nim, by bardziej dziękować za to diakonijne powołanie w powołaniu.

ks. Andrzej Żur

Leave a Reply