Wstydliwość w cywilizacji negliżu

fot. kajaPonętna dziewczyna w kuszącym mini plus hasło „Będzie po twojemu” – kto by pomyślał, że chodzi o reklamę samochodu? Odwoływanie się do skojarzeń erotycznych stało się normą we współczesnej kulturze masowej i jest tak powszechne, że zapewne większość odbiorców przekazów medialnych czy reklamowych nie zastanawia się nad tą wszechobecną ekspansją. Czy w kulturze powszechnego negliżu i prowokacji ma jeszcze sens przypominanie cnoty wstydliwości?

Dlaczego wstydliwość miałaby być cnotą? Przecież wstyd wynika często po prostu z poczucia winy (mówimy na przykład: „Wstyd mi, że tak postąpiłem”) albo z nieśmiałości związanej z niskim poczuciem własnej wartości. Jednak w kontekście ludzkiej seksualności wstydliwość, skromność nabierają głębszego znaczenia. Oczywiście i tutaj wstyd może niekiedy być wyrazem lęku przed płciowością, kojarzenia jej wyłącznie z grzesznymi pokusami, czyli w rzeczywistości staje się formą ucieczki od seksualności pojmowanej jako zło – tak jakby z całym jej potencjałem nie była ona dziełem Stwórcy. Już w księdze Mądrości Syracha (4, 21) czytamy: „Jest bowiem wstyd co grzech sprowadza, i wstyd, który jest chwałą i łaską”.

Głęboką analizę zagadnienia wstydu, wstydliwości przedstawił Karol Wojtyła w rozprawie „Miłość i odpowiedzialność”, powracając do tych rozważań po latach już jako papież w cyklu katechez, które złożyły się na książkę „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”.

Wstyd i wartość osoby

Katechizm Kościoła katolickiego stwierdza, że człowiek jest jedynym stworzeniem, którego Bóg zapragnął dla niego samego. Taka koncepcja osoby ludzkiej wyklucza jakiekolwiek formy jej „używania”, a ponieważ sfera płciowości wyjątkowo sprzyja pojawieniu się takiego nastawienia na „użycie” osoby dla uzyskania przyjemności, właśnie wstyd stoi niejako na straży wartości osoby. Jest on zatem ukierunkowany dwojako: z jednej strony wstydliwość chroni mnie przed pokusą pożądania, posiadania drugiego (Jezus postawił te kwestię jasno i bardzo radykalnie, mówiąc: „każdy kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swym sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” – Mt 5, 28), z drugiej zaś wstyd powstrzymuje przed wysyłaniem takich sygnałów „mowy ciała”, które prowokują do potraktowania ich nadawcy jako przedmiotu użycia (czyż wszystkie przekazy reklamowe odwołujące się do erotyki nie wysyłają jednoznacznego sygnału: „użyj mnie”?).

Odnosząc się do pierwszej płaszczyzny wstydu, Jan Paweł II napisał: „Słowa Chrystusa są wymagające. Wymagają, aby człowiek w tej dziedzinie, w której kształtują się jego odniesienia do osób drugiej płci, miał pełną i dogłębną świadomość wewnętrznych poruszeń swego „serca”, aby umiał je dojrzale rozróżniać i kwalifikować; (…) aby umiał słuchać głosu prawego sumienia; aby umiał być autentycznym panem swych intymnych poruszeń, jakby stróżem pilnującym ukrytego źródła…”. W swej analizie grzechu pierworodnego Ojciec Święty zauważa, że serce ludzkie przechowuje zarówno pożądliwość, jak i wstyd, który narodził się wtedy, gdy człowiek zamknął serce na to, co pochodzi od Ojca, a otworzył je na to, co pochodzi od świata – człowiek wstydzi się ciała na skutek pożądliwości, wtedy właśnie pierwsi ludzie, utraciwszy pierwotną prostotę i szczerość, poznali, że są nadzy, i zawstydzili się. Przeżywanie intymnego zbliżenia małżonków, jeśli tylko odbywa się w autentycznej miłości, przybliża ich w pewien sposób do tej pierwszej prostoty i czystości, gdy Adam i Ewa, choć byli nadzy, nie odczuwali nawzajem wstydu (Rdz 2, 25): nagość męża i żony nie jest wówczas oznaką bezwstydu, odsłonięcie się przed współmałżonkiem wyraża pełne oddanie się drugiemu, całkowite zaufanie i szczerość. Wstyd zostaje wówczas „wchłonięty przez miłość”. Paradoksalnie, prawdziwa miłość wcale nie znosi wstydu seksualnego, przeciwnie – jeszcze bardziej wyostrza wrażliwość na pokusę bezwstydnej pożądliwości dążącej przede wszystkim do wykorzystania współmałżonka.

Chodzi tutaj o coś znacznie głębszego niż sama kwestia „technik” seksualnych, pozycji czy nawet stosowania antykoncepcji. Małżonkowie pielęgnujący czystość serc, zachowujący cnotę wstydliwości, nie oszukujący swoich sumień z biegiem czasu będą coraz wyraźniej rozumieli, jakie zachowania tę czystość naruszają. Zwłaszcza mężczyźni, u których zmysłowość jest silniejsza i bardziej „nastawiona na ciało jako możliwy obiekt użycia”, mogą nauczyć się bardzo wiele, szanując naturalną wstydliwość kobiet, one bowiem – jak zauważa Karol Wojtyła – na ogół przeżywają zmysłowość bardziej w wymiarze uczuciowym niż cielesnym. Taka relacja zmysłowości i uczuciowości wymaga także od kobiety większego wczucia się w męską psychikę, wyrobienia w sobie świadomości, jak wielki może mieć wpływ na zmysłowość mężczyzny.

 

Przaśny chleb

Bardzo często na forach internetowych chrześcijańscy małżonkowie pytają o godziwość jakichś szczególnych form współżycia czy gestów, oczekując podania czegoś w rodzaju „katalogu” dopuszczalnych moralnie zachowań intymnych. Z pewnością tego rodzaju rozterki nie są wynalazkiem naszych czasów, jednak ich nasilenie jest może w jakiś sposób związane z manifestowanym w kulturze masowej bezwstydem, który niejako przyzwyczaja ludzi obcujących nieraz od dzieciństwa z takim przekazem do coraz „śmielszych” zachowań, prowokuje do szukania nowych wrażeń, przesuwa granicę wstydliwości lub wręcz ją niweluje (destrukcyjny wpływ pornografii). Pytający o te kwestie bardzo często nie tyle oczekują odpowiedzi, która może narzucać jakieś wymagania, ile próbują udowodnić, że jeśli nie można znaleźć wystarczająco przekonujących argumentów przeciwko konkretnym zachowaniom, to ich wybór pozostaje sprawą czysto subiektywną, wyłączoną jakoś spod, uznanych za równie subiektywne, takich pojęć jak skromność czy wstydliwość. Zabrzmi to może staroświecko, ale jedynym skutecznym sposobem rozwiązania tego rodzaju dylematów, pobudzenia wrażliwości na czystość serca jest narzucenie sobie świadomej ascezy w korzystaniu z telewizji, z Internetu, z prasy brukowej, nazywanej dziś światowo tabloidami, w używanym słownictwie, opowiadanych dowcipach. Wprawdzie dorosły człowiek, bardziej niż nastolatek, potrafi filtrować medialny przekaz, jednak złudna jest pewność, że może on  sobie pozwolić na więcej bez szkody dla jego wrażliwości i bez wpływu na jego relacje z osobami drugiej płci.

Nie bez przyczyny Biblia wielokrotnie i bardzo jednoznacznie przestrzega przed nieroztropnym i naiwnym igraniem ze zmysłowością. Sięgnijmy jeszcze raz do Mądrości Syracha (18, 31; 19, 2): „Jeśli pozwolisz duszy swej na upodobanie w namiętnościach, uczynisz z siebie pośmiewisko dla twych nieprzyjaciół (…) kto przylgnie do nierządnic, będzie bardziej bezwstydny”. W tej samej księdze znajdujemy również piękną modlitwę o czystość w słowach, myślach i czynach (22, 27; 23, 1-6). Listy św. Pawła są wyraźnym świadectwem, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa moralna konfrontacja nowej religii z pogańskim światem dokonywała się między innymi poprzez postawienie radykalnego wymagania nawrócenia z zepsucia seksualnego i unikania naśladowania powszechnego zepsucia obyczajów. Koryntianom Paweł przypomina: „Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami” i dodaje, że mają stać się nowym, przaśnym (czyli upieczonym z mąki bez zakwasu) chlebem czystości i prawdy, a następnie formułuje jedną z najmocniejszych przestróg: „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego…? Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor, 6, 19-20).

Wstydliwość to nie pruderia

Wstydliwość pojmowana jako cnota, czyli stała gotowość do unikania tego, co bezwstydne, wskazuje na zagrożenie wartości osoby i wartość tę zabezpiecza. Karol Wojtyła kojarzy tę postawę człowieka z życiem wewnętrznym, z rozwojem osobowości, z rosnącą świadomością wartości własnej i drugiego, nazywa ją „rzetelną siłą moralną osoby” i mówi wprost o konieczności „wychowania wstydu seksualnego”, tak aby źródłem wstydliwości stawała się wewnętrzna potrzeba „unikania takich reakcji na ciało, które pozostają w kolizji z wartością osoby”. Osoba – stwierdza autor Miłości i odpowiedzialności – jest panią samej siebie i nikt nie może rościć sobie do niej prawa posiadania, czyli z natury nie powinna ona stawać się przedmiotem używania.

Karol Wojtyła bardzo wyraźnie odróżnia przy tym pozytywnie pojmowaną wstydliwość od pruderii, która „polega na ukrywaniu właściwych intencji w odniesieniu do osób drugiej płci czy też w ogóle do całej dziedziny seksualnej. Człowiek, który uległ pruderii, a kieruje się intencja użycia, stara się stwarzać pozory, że nie chodzi mu o użycie – gotów jest nawet potępiać wszelkie przejawy płci i tego, co płciowe, nawet najnaturalniejsze”. W przeciwieństwie do niej wstydliwość jest zdrową reakcją na ciało, na jego nagość, która sama z siebie nie jest bezwstydna, jednak trzeba stałego wysiłku woli, by nie reagować na nią w sposób bezwstydny. W ten sposób otwiera się zupełnie nowa perspektywa przeżywania czystości małżeńskiej nie jako wartości represyjnej, lecz jako wielkodusznej wrażliwości na wartość współmałżonka jako osoby.

„Dziś ludzie wstydzą się być wstydliwi” – napisała Maria Braun-Gałkowska w książeczce „Sprawy drobne” – i dodała: „Ludzie bezwstydni bardzo starają się szerzyć swoje postawy dalej. Wmawiają innym, szczególnie młodszym, że język kulturalny jest staroświecki, a brutalna dosłowność gestów – wyrazem nowoczesności. Nie ma to może specjalnego znaczenia dla ludzi dojrzałych, ale dla młodzieży, której postawy dopiero się tworzą, stanowi wzór niebezpieczny. Bezwstyd bowiem łączy się z chamstwem i brakiem szacunku dla człowieka”.

 

Maciej Tabor

z serwisu www.npr.pl, umieszczono za zgodą redakcji serwisu

Leave a Reply