Drogą Chrystusa

Homilia do czytań: Za 12,1011; Ps.63; Ga 3,2629; Łk 9,1824,

Homilia wygłoszona z okazji 30. rocznicy święceń kapłańskich ks. F. Blachnickiego i 20. rocznicy pierwszych ślubów pierwszych członkiń WNMK, 22 czerwca 1980 r. w Zakopanem.

 

Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem

wyleję Ducha pobożności.

Będą patrzeć na tego, którego przebili

i boleć będą nad nim.

 

Między tymi dwoma zdaniami można się dopatrywać jakiegoś związku wewnętrznego. Nie jest to przypadkowe zestawienie różnych stwierdzeń: Na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Można by tu wstawić to słówko „i”: wyleję Ducha pobożności i będą boleć będą nad nim. Bo w istocie Duch pobożności w nas sprawia przede wszystkim to, na co możemy patrzeć w duchu, czyli patrzeć okiem wiary na Chrystusa przybitego do krzyża, któremu przebili i ręce, i nogi, i bok. W gruncie rzeczy istotnym przejawem Ducha Bożego w nas jest zjednoczenie z Chrystusem Ukrzyżowanym, z Chrystusem umierającym na krzyżu. Można by powiedzieć, że przede wszystkim w tym celu Bóg wylewa na nas Ducha pobożności.

W centrum pobożności chrześcijańskiej musi się znaleźć tajemnica Paschalna Chrystusa. W tej tajemnicy streszcza się cały przedziwny Boży plan zbawienia. Polega on na tym, żeby wszystkich ludzi, którzy mają być zbawieni, włączyć w tajemnicę Paschalną Chrystusa, włączyć w drogę Chrystusa – Ja jestem drogą. Nikt nie przychodzi do Ojca jak tylko przeze Mnie (por. J 14, 6). Właśnie o tej drodze Pan mówi: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje (Łk 9, 23). Słowa: Ja jestem drogą, nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze Mnie, w kontekście dzisiejszej Ewangelii oznaczają: nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tą drogą, którą Ja poszedłem, to znaczy: trzeba wziąć krzyż, naśladować Chrystusa.

Do tej drogi jesteśmy przeznaczeni, z tą drogą jesteśmy związani, w tę drogę jesteśmy wszczepieni od chwili naszego chrztu świętego: Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa (Ga 3, 27). W kontekście wielu innych wypowiedzi świętego Pawła tak to trzeba rozumieć, że być ochrzczonym to znaczy być zanurzonym w śmierć Chrystusa po to, żebyśmy mogli uczestniczyć w Jego zmartwychwstaniu. Być ochrzczonym to znaczy być włączonym w tę drogę Chrystusa, w tę Jego Paschę, czyli przejście przez śmierć do życia.

Znowu musimy sobie na nowo uświadomić, że wtedy jest w nas pobożność prawdziwa, nie podległa żadnym złudzeniom, pobożność dojrzała, kiedy uzdalnia nas ona do spojrzenia na Tego, który został przebity. Wtedy pobożność jest bezpieczna, kiedy w jej centrum znajduje się Chrystus Ukrzyżowany, kiedy istotą tej pobożności jest zasadnicze akceptowanie przez nas drogi Chrystusa i Jego Paschy. Kiedy już zasadniczo pogodziliśmy się z tym, że nie ma dla nas innej drogi, że wszystkie drogi pobożności, gdziekolwiek by się one zaczynały i jakimikolwiek by przechodziły etapami, wszystkie te drogi pobożności muszą nas w końcu doprowadzić do Chrystusa Ukrzyżowanego. Im to jest dla nas jaśniejsze, tym dojrzalsza jest nasza pobożność. Im pełniejsza jest nasza akceptacja tej drogi, to znaczy im bardziej zrezygnowaliśmy z wszelkich innych pociech, z wszelkich innych nadziei, które nie łączą się z krzyżem Chrystusa, tym bardziej jesteśmy dojrzali w naszej pobożności, tym silniejszy nasza pobożność ma fundament.

Takie słowo Boże zostało nam zgotowane na dzień dzisiejszy, kiedy z wdzięcznością wspominamy przebytą drogę, drogę rozpoczętą na chrzcie świętym, która wtedy została wszczepiona w drogę Chrystusa. Rozważając już trzydzieści czy dwadzieścia, czy mniejszą liczbę lat, jaką przebyliśmy na tej drodze, spotykamy dzisiaj to słowo Boże do nas skierowane: Wyleję Ducha pobożności i będą patrzeć na tego, którego przebili i boleć będą nad nim.

 

Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje.

 

Można by jeszcze wskazać na dalszy, dojrzalszy etap rozwoju tej naszej pobożności. Najpierw jest jakaś akceptacja krzyża, ale dokonująca się jeszcze w podobny sposób, jak przeżywał to Chrystus w Ogrójcu. To nie jest łatwa decyzja, to nie jest łatwa akceptacja, ona się dokonuje wśród krwawego potu i każe modlić się strwożonemu sercu człowieka: Ojcze, jeżeli może odejść ten kielich ode Mnie, niech odejdzie, ale nie jako Ja chcę, ale jako Ty chcesz, niechaj się stanie (por. Łk 22, 42). Jest to akceptacja wypowiedziana wśród cierpienia i boleści, jak gdyby wymuszona. Ten etap także musi przejść każdy, kto wszedł na tę drogę pobożności, która mu została dana przez wylanie Ducha Świętego. Nie łudźmy się, że to przejście dokona się w sposób łatwy, w jakiejś egzaltacji. Chrystus pokazał nam cały realizm tej drogi, tej swojej drogi, poprzez modlitwę w Ogrójcu aż do ostatniego Wykonało się! na krzyżu. Ale przyjdzie i ten etap naszej pobożności, że z tej akceptacji krzyża Chrystusowego będzie wyrastała jakaś cicha, gdzieś w głębi naszej istoty ukryta, spokojna radość. Jakaś inna radość. Radość, która nie znosi cierpienia, ale je przepromienia. Cierpienie jest, ale równocześnie i to jest niezwykły cud to cierpienie jest radosne, ono jest przepromienione i z tej postawy człowieka cierpiącego przebija jakiś pokój. Gdzieś na dnie świadomości jest to przekonanie, że jestem na drodze takiej radości, która już nie jest niczym zagrożona.

Wszelka inna zaś radość nosi w sobie ten jakiś niepokój; na dnie wszelkiej radości jest jakaś gorycz, bo mamy świadomość, że przecież tak zostać nie może, przecież to wszystko musi się skończyć, to jest tylko chwila, jakieś złudzenie. I nawet jeśli ta chwila jest darem Bożym, jest nam dana tylko na chwilę, ze względu na naszą słabość, dla naszego umocnienia. Ale gdy już człowiek zostanie doprowadzony przez Ducha Świętego do tego miejsca, gdzie wypowie swoje zasadnicze tak, amen wobec śmierci, w której będziemy zjednoczeni z Chrystusem, wtedy już właściwie posiada tę radość, która jest owocem krzyża, radość, o której Chrystus powiedział, że nikt nam jej nie odbierze. Teraz macie smutek, teraz bolejecie ale przyjdzie czas, że znów będziecie się radować i tej radości już wam nikt nie odbierze (por. J 16, 22). To będzie radość pełna, właśnie ta radość, która następuje po krzyżu, po śmierci krzyżowej, a ona już nas jak gdyby przepromienia, już jest jakoś w nas obecna, skoro jesteśmy na tym etapie, że już zasadniczo zaakceptowaliśmy śmierć w pełnym zjednoczeniu z Chrystusem jako pełne wejście w Jego drogę, w Jego Paschę.

Jeżeli w dniu dzisiejszym chcemy w szczególny sposób dziękować Bogu, to idąc za światłem, które nam zostało dane w tym słowie Bożym, szczególnie dziękujmy za te wszystkie oczyszczenia, cierpienia, które Bóg postawił już na naszej drodze. Nie raz przeżywaliśmy w tych latach umieranie; każdy z nas to przeżywał, przeżywaliśmy to wspólnie, tyle było momentów, kiedy musieliśmy stwierdzić, że jeżeli chodzi o naszą wspólnotę, to już zeszliśmy na samo dno, że już jej właściwie nie ma, że obumarła całkowicie, że wszystko się skończyło. Ale zawsze po tym przychodziło od razu radosne zmartwychwstanie. Znowu pogłębieni, umocnieni podejmowaliśmy dalszą drogę. I te kolejne zanurzania nas w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa to szczególny dar łaski, to nam daje dzisiaj szczególną pewność. Przez te wszystkie próby, doświadczenia dojrzała nasza pobożność, tak że możemy dzisiaj z jakimś większym spokojem patrzeć na Tego, którego przebodli, przebili, że możemy z góry za to dziękować jako za nowy dar Bożej miłości, jako za nową rękojmię, że z tego wyniknie owoc, że to jest gwarancja dalszego życia zmartwychwstawania do nowego życia. W tym duchu chcemy sprawować nasze dzisiejsze dziękczynienie, które znalazło swoją szczytową form w śmierci zbawczej Chrystusa na krzyżu.

Nasze dziękczynienie, nasza Eucharystia dokonuje się właśnie przez nasze zjednoczenie się z Jego śmiercią na krzyżu, co daje nam już zadatek uczestnictwa w Jego nowym życiu, w Jego zmartwychwstaniu. I to już jest początek tej radości, której nikt nam nie będzie mógł odebrać.

ks. F. Blachnicki