Nie wszedł do środka

W oktawie Bożego Narodzenia liturgia wykonuje zaskakujące zwroty. 26 grudnia przenosi nas do Dziejów Apostolskich, do początków Kościoła – i każe wspominać św. Szczepana. 27 grudnia to z kolei święto św. Jana Apostoła i Ewangelisty – i w Ewangelii sięgamy do Zmartwychwstania.

Zastanowił mnie szczególnie jeden moment w dzisiejszej Ewangelii (J 20, 2-8). Oto św. Jan na wieść o pustym grobie przybiega do niego pierwszy. Nie wchodzi jednak do środka. Wchodzi dopiero po chwili, gdy do środka już wejdzie św. Piotr. I dopiero wtedy otrzymuje wiarę w zmartwychwstanie: „Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył”.

Myślę, że wchodzenie do grobu, zwłaszcza do grobu, w którym dwa dni wcześniej złożono ciało, nie jest przyjemną rzeczą. I św. Jan mógł powstrzymać się od wejścia w naturalnym odruchu. I w swoim życiu też dostrzegam takie chwile, w  których naturalny odruch powstrzymuje mnie przed „wejściem do środka”. escortbayan.xxx.

Myślę tutaj o sytuacjach, które wzywają mnie do zaangażowania – a które nie są łatwe. Na przykład konieczność podjęcia stałej opieki nad osobą chorą. Niekiedy po prostu odwiedzenia chorego, którego stan powoduje sytuacje kłopotliwe dla odwiedzającego. Albo – z zupełnie innej strony – konieczność zgłoszenia gotowości na podjęcie posługi, z czym będą wiązać się nieprzyjemności, obmowy, czyjeś wrogie nastawienie albo po prostu posługi wymagającej dużego wysiłku i zaangażowania. Przykładów takich sytuacji można podawać wiele. O ileż łatwiej „nie wejść do środka”. Tylko po co był ten bieg, by przybyć pierwszym? Po co były te całe trzy poprzednie lata?

Św. Jan ostatecznie wszedł do wnętrza. I otrzymał dar wiary. Jakie dary przygotuje dla mnie Pan, gdy przezwyciężę naturalną niechęć i jednak podejmę zaangażowanie, do którego jestem wezwany?

Krzysztof Jankowiak