Z Filipin do Krościenka

Podczas wakacyjnych miesięcy na wolontariacie w Centrum Ruchu przebywała Mary Grace z Filipin. Zapraszamy do przeczytania rozmowy z nią.

Odkąd Mary Grace przyjechała i zamieszkała w naszym domu za Cedronem, miałam pragnienie, żeby o osobie, która dotarła tu z drugiego końca świata, bo aż z Filipin, dowiedzieć się czegoś więcej.

Filipiny – jak wiadomo – państwo wyspiarskie, w południowo wschodniej Azji, położone na Oceanie Spokojnym. Mary Grace mieszka na Negros, jednej z czterech największych wysp.

Interesowało mnie jak do tego doszło, że mogła przybyć do nas na dłużej (na ponad dwa miesiące), z czego się oczywiście bardzo ucieszyliśmy. Okazało się, że już wcześniej brała żywy udział w życiu Kościoła. W 1995 r. uczestniczyła w ŚDM w stolicy Filipin Manili, a w latach 2002-2004 odbywała swoją formacje w Lourdes.

Pierwszy raz usłyszała o Ruchu Światło-Życie w 2014 r. i wtedy miała także możliwość uczestniczenia w rekolekcjach I stopnia w Krościenku, a w następnym 2015 r. kontynuowała je na II st. w oazie również w Krościenku. Podczas tych oaz nawiązała bliższy kontakt z różnymi osobami należącymi do Ruchu Światło-Życie m. in. z Agatą i Krzysztofem Jankowiakami. Potem nadszedł czas, że potrzebowała przerwy w życiu zawodowym, aby przeznaczyć ją na sprawy duchowe. Doszła do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem byłoby spędzenie go w jakimś wolontariacie. Wspomniała o tym Agacie, modliły się w tej intencji i okazało się, że będzie to możliwe w Krościenku. Uzyskała zgodę swojego biskupa, jest bowiem pracownicą Centrum Duchowości Pastoralnej w diecezji Bacolod.

Już od początku pobytu u nas byłam świadkiem jej posługi tak różnorodnej i pożytecznej – widywałam ją np. plewiącą na zboczach Kopiej Górki chwasty, kiedy indziej zastałam przy desce do prasowania i aż się obawiałam, żeby się nie zniechęciła. Ale nic takiego nie nastąpiło.

W drugim turnusie byłaś animatorką na I stopniu oazy dorosłych. Miałaś w grupie trzech panów: dwu kapłanów z Rwandy i świeckiego mężczyznę z Pakistanu. Czy zaakceptowali to, że prowadzi ich kobieta? – zapytałam.

Tak. Najpierw staraliśmy się bliżej poznać, a potem bardzo dużo się modliłam, i bardzo intensywnie studiowałam podręcznik. Starałam się być otwarta na ich oczekiwania. 

Okazało się, że pracując w Centrum Duchowości, przyzwyczajona jest do pracy z księżmi.

A czegoż ja się dowiaduję w następnym turnusie? Grace w Oazie Rodzin w Kawinie będzie się opiekowała dziećmi! Zastanawiało nas, jak się będzie z nimi porozumiewać. A ona się po prostu miała z nimi bawić,

Gdy chodzi o słownictwo nauczyłam się – powiedziała – kilku podstawowych słów: „powoli”, „poczekaj”, „chodź”, itp. Ale tak naprawdę była to odpowiedzialna praca, gdyż moja rola polegała przede wszystkim na tym, żeby (razem z innymi) troszczyć się o bezpieczeństwo dzieci, które stanowiły liczną grupę, żeby oddać je rodzicom „w całości”. – A w trzecim turnusie znowu miałaś różne obowiązki w Centrum.

Mary Grace: przyjechałam po to, aby służyć i żeby każdą chwilę dobrze wykorzystać.

Dowiedziałam się przy okazji, że Grace ma liczną rodzinę, więc może już w domu rodzinnym nauczyła się wykonywania tych różnych prac. Ale z dalszej rozmowy wynikało, że była najmłodsza, więc uważała, że powinna odrobić to, że nią się najdłużej zajmowano (śmiech).

Ma ponad trzydzieścioro siostrzeńców i siostrzenic i dwanaścioro ciotecznych wnuków!

Większość rodzin na Filipinach jest wyznania katolickiego. A ona w swojej rodzinie jest jedyną osobą, która posługuje w Kościele. Natomiast siostry i siostrzenice są gotowe do pomocy, gdyby zaistniała taka potrzeba (czy w biurze, czy w przygotowaniu spotkań).

Ja: jaki procent katolików żyje na Filipinach? 

Mary Grace: 80 procent.

– Czy żyjąc w tym katolickim środowisku doświadczyłaś jakiegoś przebudzenia religijnego? 

Mary Grace: W okresie dorastania, który zwykle bywa czasem poszukiwania, przyglądałam się innym religiom, ich wyznawcom – jak się modlą, w jaki sposób oddają cześć Panu Bogu, ale stwierdziłam, że najbardziej odpowiada mi to, co jest dostępne w naszym katolickim Kościele”. 

Po ukończeniu szkoły średniej została katechetką (wolontariuszką), tam również otrzymywała odpowiednią formację, a kiedy później znalazła się w wyższej szkole technicznej – (elektronika i komunikacja) okazało się, że nie nauczano tam religii. Podczas praktyk, które odbywały się w Manilii stwierdziła, że takie zupełnie świeckie życie nie jest dla niej. Następnie zdobiła licencjat z katechetyki.

 – Katechizujesz młodzież? – zapytałam. Nie, pracuję w Kurii w dziale katechetycznym. Zajmuję się formacją katechetów. 

– A jak wygląda na Filipinach sytuacja młodzieży? Wiadomo, że to jest obecnie powszechny problem: rozluźnianie się ich więzi z Kościołem.

Odpowiedziała: 

Staramy się zrozumieć ich sytuację. Wykorzystujemy ich wolne dni, żeby coś więcej z nimi zrobić. Owszem, widzimy różne trudności, ale praca duszpasterska dokonuje się w różnych miejscach: parafiach ale i szkołach katolickich. Organizujemy różne zajęcia, które przyciągają ich uwagę. Takie, w których mogą uczestniczyć. Ale nie jest ich łatwo zebrać. A szkół katolickich mamy dużo. Są prowadzone przez diecezje ale także przez zakony. 

Następne moje pytanie: czy pracując nad programem katechetycznym wykorzystujesz formację oazową?

 – To, co robimy w Ruchu, jest przydatne w każdej pracy duszpasterskiej: modlitwa, mała grupa dzielenia się Słowem Bożym……itp. Metoda Ruchu Światło-Życie polegająca na wchodzeniu w głąb, koncentrowaniu się na Osobie Jezusa Chrystusa, jest w naszej formacji bardzo cenna. Z czasem, przy Bożej pomocy, Ruch Światło-Życie zaistnieje na Filipinach. Mamy taką nadzieję i bardzo tego pragniemy.

A jak wygląda sytuacja z księżmi? Czy jest ich wystarczająca liczba? 

Mary Grace: owszem, kraj jest katolicki, ale nie mamy wielu księży. Stosunek jest taki, że jeden ksiądz przypada na 10 000 ludzi. W mojej diecezji wyświęcanych jest maksymalnie 4 księży rocznie.

Jest to ciągle jeszcze spuścizna czasów kolonialnych, kiedy Filipińczyków nie przyjmowano do seminarium.

 – Zapewne są instytuty życia konsekrowanego.

 – Mary Grace: tak, są instytuty świeckie, ale też trzecie zakony, do których należą ludzie świeccy.

– A czy w parafiach, w których brak jest księży świeccy mogą przejmować jakąś odpowiedzialność, angażować się np. jako nadzwyczajni szafarze, itp?

– Tak, świeccy są bardzo aktywni, pomagają w parafii, są w radach duszpasterskich, w komitetach finansowych, jako katecheci, lektorzy…

Zbliżając się już do końca naszej rozmowy, zapytałam Mary Grace o spostrzeżenia – pozytywne, ale i negatywne, dotyczące naszych środowisk. Przyjechała „z dalekiego kraju”, więc jej spojrzenie jest świeże i dlatego tym bardziej cenne.

Pierwsza uwaga bardziej ogólna i zarazem taka, której chyba byśmy się nie spodziewali: była zaskoczona tym, w jaki sposób wykorzystuje się u nas czas. Na Filipinach pracuje się wolniej. Zanim tutaj przyjechałam żaliłam się jednemu z księży, że teraz będę się musiała wszędzie śpieszyć.

Uważa, że oczywiście ważne jest, żeby wykorzystać czas jak najlepiej na chwałę Panu Bogu, na służbę Jemu. Nigdy jednak nie powinniśmy zapominać, żeby znaleźć czas na modlitwę.

 Tu zwróciłam Jej uwagę (żartobliwie), że jeżeli znajdziemy się na wąskim korytarzu, przy tzw. „zielonym pokoju” na Kopiej Górce, zauważymy tam osoby, które lubią akurat w tym wąskim przejściu spotykać się, rozmawiać, dzielić się wrażeniami, żartować itp. A niektórym zdarza się nawet robić wrażenie, że są zajęci.(śmiech). Więc chyba nie jest tak rygorystycznie? Wprawdzie Ojciec Franciszek był znany z tego, że każdemu umiał przydzielić pracę, robił to jednak tak, że człowiek czuł się przez to dowartościowany. Pracoholizm nie był jego ideałem.

– A spostrzeżenia dotyczące naszego kraju? – zapytałam

– Pierwsza rzecz, którą zauważyłam, a dzieliłam się tym nawet z księżmi, którzy byli na rekolekcjach, że właściwie nie widać tu na ulicach ludzi. Owszem są samochody, którymi jadą zapewne do pracy, ale na ulicach jest ich mało. Filipiny są bardzo zaludnionym krajem, więc na ulicach jest ich tak dużo, że wszędzie są tłumy. A to ciekawe – odpowiedziałam, bo nasz teren jest wybitnie turystyczny, tu mnóstwo ludzi przyjeżdża. Np. były takie dni, kiedy ustawiały się takie korki, że do Szczawnicy trzeba było jechać ok. godziny, choć odległa jest tylko o 6 km.

Może akurat wielu ludzi wybrało się wtedy w góry. Myślę, że Mary Grace powinna poznać jeszcze nasze miasta

No i na zakończenie rozmowy: czy cieszyliście się Janem Pawłem II podobnie jak my? 

– Bardzo!! Ja np. w 1995 r. byłam w delegacji na ŚDM do Manili. Drugi raz spotkałam się z nim w Lourdes. Był u nas bardzo ceniony, wiele miejsc nosi jego imię, są kościoły pod wezwaniem Jana Pawła II, seminarzyści wystawiają jego sztuki. Pamięć o nim jest ciągle żywa.

– Może masz jeszcze w sercu coś, czym chciałabyś się podzielić?

– Z całą pewnością chciałabym podziękować za ciepło i życzliwość, z jakim zostałam przyjęta w waszym domu. Za wsparcie i w ogóle za zajęcie się mną podczas tego pobytu, bo choć mówimy różnymi językami, to przecież nie przeszkadza to w okazywaniu sobie życzliwości.

rozmawiała Krystyna Szewc.

rozmowę tłumaczyła Agata Jankowiak.