Jak wszędzie

maruda1Ostatnie dni pobudziły mnie do refleksji nad pewnymi problemami życia Kościoła, które są niezależne od kraju, kultury czy historii. Niestety, są to trudne sprawy, ale warto je nie tylko dostrzec, ale i poszukać dróg rozwiązania, żeby przełamać impas.

Pierwsza sprawa dotyczy podziału – tego gorszącego zjawiska dotykającego chrześcijan. Nie chcę tu pisać o różnych wyznaniach, bo akurat z tym nie mamy zbyt wiele kłopotów, choć wspólne działania związane z tygodniem modlitwy o jedność chrześcijan były tutaj jak dla mnie dziwne. Całe czuwanie polegało na spotkaniu się w strefie przygranicznej i wspólnym milczeniu niepołączonym z żadną modlitwą. No, ale to może kwestia gustu. Bardziej chodzi mi o zjawisko zachodzące pomiędzy wspólnotami w ramach Kościoła Katolickiego.

Zasadniczo każdy sobie rzepkę skrobie. Czasem zazdrośnie strzeże się autonomii czy pomieszczenia na spotkanie, niechętnie użyczanego innym wspólnotom. Nade wszystko brak wspólnych spotkań zarówno odpowiedzialnych, jak i wspólnej modlitwy czy działania. Ostatnio trochę na ten temat rozmawiałem i doświadczyłem, że u szeregowych członków wspólnoty, tych z trzeciego czy dalszego szeregu, jest wola wspólnej posługi, ale odpowiedzialni blokują takie inicjatywy, tłumacząc się potrzebą strzeżenia autonomii wspólnoty czy jej charyzmatem. A ludzie mają tutaj swoje różne powiązania. Mówi się powszechnie, że na Gibraltarze nie da się niczego zachować w tajemnicy, wszak to mała, zamknięta społeczność, gdzie prawie wszyscy są spokrewnieni, skoligaceni czy są lub byli sąsiadami, znajomymi ze szkolnej ławy, pracy. Niestety, nic się w dziedzinie jedności nie robi. A przecież większość tych, którzy przychodzą codziennie na msze święte, to członkowie wspólnot. Co z tym zrobić? Po jednym z wieczorów, takich podczas których proch się wymyśla, zaproponowałem zacząć od modlitwy, a potem zapraszania na wspólną modlitwę w intencji jedności wspólnot. Następnym krokiem może będzie spotkanie pod przewodnictwem Biskupa – najpierw, żeby się modlić, a dopiero potem myśleć o jakimś wspólnym działaniu.

Kolejna ciekawa dyskusja wywołana została problemem troski o ubogich. Jedna z „moich” wspólnot opiekuje się biedną hiszpańską rodziną. Jednak po długim czasie wsparcia okazało się, że pomoc przeznaczają na zbędne wydatki, a sami nie biorą się do żadnej pracy. W toku naszej wewnętrznej dyskusji jak refren powtarzano słowa Papieża Franciszka, że trzeba otwierać drzwi dla ubogich, że domy zakonne powinny być otwarte dla potrzebujących itp. Wszyscy się z tym zgadzamy. Ale jak pomagać mądrze, żeby nie zaszkodzić?

Pierwszy prosty pomysł – nie dawać pieniędzy, tylko żywność czy inne niezbędne artykuły. Kolejny: pomóc poszukać im pracy. Zmotywować do działania, włączyć w społeczeństwo. Często widzimy i w Polsce, że bezrobocie może być sposobem na życie – zawsze można zwrócić się wtedy do instytucji rządowych, samorządowych, pozarządowych, kościelnych, dobroczynnych czy odwołać się do wrażliwości poszczególnych ludzi. Niektórzy tak potrafią żyć i to nie chodzi tylko o wiązanie końca z końcem. Czasem brak pracy rodzi zamknięcie w przestrzeni domu – siedzenie przed komputerem czy telewizorem, żeby zabić nadmiar czasu. Zrywa to w konsekwencji więzi społeczne. Może warto wtedy tych ludzi po prostu wyrwać z tego zamkniętego kręgu ku relacjom z innymi? Może warto stworzyć w naszych lokalnych środowiskach takie miejsca socjalizacji, gdzie nie przy alkoholu czy telewizorze, ale przy kawie, herbacie i ludziach zaczną się budować realne więzi? Jak widać pewne problemy są niezależne od miejsca, bo ludzkie problemy są zawsze podobne – podział, samotność, lęk, grzech, zniewolenie itp. One nie znają granic.

Ale jeszcze coś jest podobne – droga rozwiązania problemów. Zacząć od modlitwy, a w jej konsekwencji przejść do działania zgodnego z Bożym zaproszeniem. Jedną z pięknych spraw na Gibraltarze jest Kaplica Wieczystej Adoracji, gdzie codziennie od ósmej rano do północy, ktoś trwa na modlitwie. Są konkretnie rozpisane dyżury – ja swój mam w środę od 2300 do 2400 (czyli po jednym z moich cotygodniowych spotkań). Mała kaplica w wieży katedralnej, z osobnym wejściem, ale przy głównej ulicy (notabene Main Street). To miejsce, skąd wszystko może się zacząć – każda inicjatywa, każde działanie.

ks. Maciej Krulak