Radośnie

Zdaję sobie sprawę, że można narzekać na stanowcze zwolnienie częstotliwości moich tekstów, ale ja nie mogę narzekać na zwiększenie się częstotliwości ciekawych wydarzeń. Choć są i dni takie jak dziś – pochmurne i deszczowe, co akurat mobilizuje do napisania kilku słów o tym, co u mnie.

Nade wszystko muszę powiedzieć, że miałem piękne święta w tym roku. Po pierwsze poproszono mnie o przewodniczenie Triduum Paschalnemu w kościele Matki Boskiej Bolesnej. Jest on położony po drugiej stronie Skały w takiej jakby osobnej wioseczce. Zaledwie kilkadziesiąt domów, plaża i właśnie ten niewielki kościół. Społeczność tamtejsza ma w większości włoskie korzenie i zasadniczo trzymają się razem, „do miasta” wybierając się tylko kiedy potrzeba. Większość, nawet ta chodząca do kościoła, nie znała mnie. Co roku inny ksiądz przewodniczy tu Triduum, gdyż jest to filia parafii pw. Św. Teresy. Najczęściej są to goście, którzy przyjeżdżają na same święta. Trzeba też przyznać, że jest to najpobożniejsza część diecezji. Na trochę ponad 100 mieszkańców, do kościoła chodzi regularnie około 30, a w Triduum uczestniczyło ponad 50 osób. Niestety, w większości starszych.

Sama liturgia była dobrze przygotowana i towarzyszył jej wspaniały chór – bardziej w stylu hiszpańskim, taki lekko przeciągający i czasem zawodzący, niż w angielskim, pompatyczny i uroczysty. Choć liturgia była raczej minimalistyczna, to jednak miała w sobie ową szlachetną prostotę. Oczywiście wiele robiła atmosfera niewielkiego wnętrza, gdzie wszyscy byliśmy razem. Trochę ubawiło mnie codzienne przestawianie ławek – w zależności od potrzeb liturgii danego dnia stały w przeróżnych, chyba wszystkich możliwych, konfiguracjach.

Kluczowym wydarzeniem Triduum była procesja z figurami, na wzór hiszpański. Zachód słońca, plaża, morze, hiszpański, zawodzący śpiew. Sam dzień Zmartwychwstania też był sympatyczny: najpierw tradycyjne polskie śniadanie u znajomych, z białą kiełbasą i bigosem. Mniam! Potem Msza po polsku z miłym czasem z rodakami po niej. Piękny czas.

Ale w tym roku Pan dał mi przedłużoną radość. W Niedzielę Miłosierdzia przewodniczyłem Mszy, podczas której sześć osób złożyło profesję w Świeckim Zakonie Franciszkańskim. Była to niezwykle radosna celebracja, która zgromadziła około stu osób – krewnych i przyjaciół. Było naprawdę niesamowicie. Atmosfera wspólnotowa udzieliła się wszystkim. Po raz kolejny przypomniałem sobie, jak wspaniałe jest życie we wspólnocie. Muszę przyznać, że coraz bardziej podoba mi się życie Świeckiego Zakonu Franciszkańskiego. Odkrywam wiele wspólnych elementów z moim życiem duchowym. Ostatnio usłyszałem też, że ta wspólnota nie gromadzi bogatych i wpływowych, jak ponoć co niektóre inne, ale prawdziwie owych „małych”. Ucieszyłem się, że do takiej wspólnoty zaprosił mnie Pan.

Czas wielkanocny płynie mi niezwykle szybko, m.in. dlatego, że na dniach lecę do Polski na ślub mojej jedynej chrześniaczki, więc spędzę kilka dni w bardzo rodzinnej atmosferze. A potem będę gościł przez kolejne kilka dni mojego brata z rodziną. Zaś w połowie maja pojawię się znów na ojczystej ziemi, tym razem jako przewodnik, zarówno duchowy, jak i turystyczny grupy kilkunastu pielgrzymów ze wspomnianej wyżej wspólnoty franciszkańskiej. Wszyscy, i ja, i oni, jesteśmy tym podnieceni. Ja na razie wiszę na mailu i telefonie organizując tę trasę. Obejmie ona Kraków, Krościenko. Wieliczkę, Kalwarię, Wadowice, Oświęcim, Częstochowę, Niepokalanów, Warszawę. Może przy tej okazji uda mi się spotkać z kimś z Was, drodzy czytelnicy?

ks. Maciej Krulak