Święty czas świętych i nieświętych rzeczy

Boże Narodzenie to piękny czas – rodzina, prezenty, nastrój… To czas kiedy siedzimy razem, gadamy, jemy, gadamy, jemy… Także tutaj to czas licznych spotkań i obżarstwa. Trzeba przyznać, że połączenie hiszpańskich i anglosaskich tradycji wydało obfity owoc. Wiele rodzin obchodzi zarówno Wigilię, jak i sam dzień Bożego Narodzenia. Oczywiście są prezenty, choinka (sztuczna, bo naturalne tu naturalnie nie rosną), no i jedzenie. Fakt, że może nie ma za dużo typowych specjałów na świąteczne stoły, ale za to wszelakiego rodzaju jedzenia jest bardzo, bardzo dużo. Ja zasadniczo już po przystawkach jestem najedzony. Trzeba przyznać, że tutaj lubią jeść dobrze i dużo.

Zaobserwowałem pewną ciekawą sprawę dotyczącą prezentów – standardowym, jakim obdarza się dorosłych mężczyzn, jest alkohol i to taki z wyższej półki. Część z niego niejako na pniu znika podczas rozmów męskiego grona gdzieś w kąciku. Całe szczęście, że ci, którzy mnie znają, wiedzą, jakie są moje ideały i dostaję słodycze – co akurat bokiem mi wychodzi. No i jest też wielka różnica za oknem. Boże Narodzenie tym razem było ciepłe i słoneczne. Po południu dochodziło do 20 stopni. Można było nawet spotkać kilka osób na plaży.

Drugo dzień świąt to tutaj dzień wolny od pracy, ale i kościelnych spraw także. Mszy mniej niż w dzień powszedni, więc skorzystałem z okazji i razem z przyjaciółmi spędziłem go na gibraltarskiej Skale. Popołudnie było słoneczne i ciepłe, więc przez ponad cztery godziny spacerowaliśmy i ciut wspinaliśmy się, zwłaszcza po niekończących się schodach. Ogólnie było bardzo miło, zwłaszcza dzięki miłemu towarzystwu. Trudno było sobie uświadomić, że to Boże Narodzenie. Pogoda bardziej jak w Polsce majówka.

Także i Sylwester to czas rodzinnych kolacji i spotkań. W tym roku spędziłem go z jedną z zaprzyjaźnionych rodzin. Poprzez ten wieczór przewinęła się cała rodzina – część na kolacji, część pojawiła się w okolicach północy. Od seniorów rodu po niemowlaki. To kolejny wieczór oprócz Wigilii, kiedy spotykają się całe rodziny. Niestety, przywitanie Nowego Roku wiąże się z niedogodnością – sztucznymi ogniami. Tutaj przez pierwszą godzinę roku wybuchają ich chyba tysiące. Jest ich tak dużo i tak różnych, że trudno nawet je wzrokiem ogarnąć. W tym roku obserwowałem je z balkonu siódmego piętra. Wybuchały nie tylko nad nami, ale i na wysokości naszych oczu, a nawet na parkingu pod nami.

Ogólnie to dość leniwy czas, co widać choćby po częstotliwości felietonów. Ale powoli wracamy do regularnych spotkań wspólnot i codzienności. Zobaczymy, co ta przyniesie.

ks. Maciej Krulak