Miejsce w albumie

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Zuzia nie ma jeszcze dwóch lat, ma za to sukienkę w kwiatki, marsową minkę i ogromną potrzebę samodzielnego poznawania świata. Niepewne jeszcze kroczki zwykle kieruje w najbardziej niebezpieczne miejsca, nabierając prędkości tym większej, im bliżej upatrzonego celu właśnie się znalazła.

Dzisiaj Zuzia pod czułą opieką Pawełka, swojego rówieśnika, wędruje główną nawą sanktuarium w Jodłówce. Zajęta sobą para, trzymając się za ręce, zmierza do wyjścia wprost w ciepły, letni zmierzch, a przycupnięci w ławkach ciocie i wujkowie, obserwują tę srogą wyprawę z lekkim rozbawieniem. Matka Boska Pocieszenia, wychylona z obrazu, patrzy wzruszona na wszystkie swoje dzieci: te małe i te duże.

Rodzice Zuzi, rodzice Pawełka i osiemnaście jeszcze innych małżeństw zebranych w jodłowieckim sanktuarium, przyjmie za chwilę Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela. To już czwarty dzień oazy rodzin, piętnastodniowych, wakacyjnych rekolekcji. Przez ten czas maluchy stworzyły wspólnotę doskonałą i niezawisłą, z lekka tylko ogarnianą przez niezmordowanych (a ha! do czasu…) opiekunów. Trzyletni Szymek woła na animatora „tato”, a Pawełek (tenże odpowiedzialny opiekun Zuzi) płacze, bo nie może zasnąć bez Bartka. Najpierw płakał, bo nie chciał jeść bez taty. Poza problemami kto i komu powinien towarzyszyć podczas codziennych zajęć, mamy rozwiązują jeszcze dodatkowe trudności polegające na lokalizacji swoich pociech. Anita co pewien czas rozgląda się bezradnie i próbuje namierzyć którąś z bliźniaczek; ich starszy brat biega z chłopcami za piłką i tylko co do najmłodszego, pięciomiesięcznego Krzysia można być pewnym, gdzie aktualnie wykonuje swoje ważne zadania (to jest je lub śpi). Tyle dzieci. A dorośli?

Dorośli to cztery razy po cztery małżeństwa plus na każdą taką czwórkę para animatorów. Raz dziennie całe to towarzystwo szuka ustronnych miejsc na spotkania w grupach. Wiatr gasi świeczkę, komary tną po nogach, nie ma komu nakryć do stołu, choć to akurat nasz dyżur… Cóż, kiedy nagadać się nie można, bo przecież Jezus, wiara, życie, Duch Święty, Kościół, nasze małżeństwo, dzieci, nasze zbawienie. Jak to zmieścić w godzinie?

Radosny rozgardiasz i doskonałe poczucie wspólnoty, bezwzględna akceptacja i ogromna ciekawość drugiego człowieka, a przede wszystkim stała, wierna obecność Słowa, które jest Osobą – to wrażenia, które podczas wakacyjnych rekolekcji opanowały nasze serca i trwają tam do dziś. Bywaliśmy we Włoszech i w Chorwacji. Wypoczywaliśmy w Grecji, Tunezji i w Egipcie. Zwiedziliśmy z córką kawał świata, ale najdalszą podróż odbyliśmy przemierzając niespełna trzydzieści kilometrów dzielące Przemyśl od Helusza. Po tej wyprawie najtrwalsze zdjęcia nie zostały zapisane w pamięci aparatu cyfrowego, ale w nas samych, jako małżonkach i rodzicach.

Codziennie wspólnie przeglądamy ten album. Czasem mignie nam kwiaciasta sukienka Zuzi i nasza córka przebrana za anioła na czas jasełek, kiedy indziej radosna buzia jednej z bliźniaczek. Jednak zawsze i niezmiennie patrzą na nas dobre oczy naszego Pana i Zbawiciela. Dlatego nic już nie jest takie, jak było wcześniej. Dlatego jeszcze tyle pustych miejsc na piękne zdjęcia. Już wiemy, że niektóre z nich zapełnimy w przyszłym roku. Wiemy to na pewno.

Monika i Robert