Od dziecka

bankaPokomunijny biały tydzień dobiegał końca. Myślałam: trochę szkoda, że to już. Tyle przygotowań w domu i w duszy, a teraz po wszystkim. Będzie jak zwykle; Eucharystia tylko w niedzielę, spowiedź tylko na Wielkanoc. Tradycyjnie, ale tak jakby… trochę za mało wobec tego, co właśnie przeżyliśmy całą rodziną. Co by tu wymyślić?

Córka – zwykle gadatliwa jak papużka – wędrowała obok mnie dziwnie zamyślona, zbierając falbanki długiej, białej sukienki, która za chwilę, niepotrzebna, zawiśnie w szafie. Nawet nie przypuszczałam, że myśli o tym samym, gdy po chwili wspólnego milczenia powiedziała:

– Mamo, chciałabym się zaliczyć do oazy!

– Zapisać chyba?

– No właśnie. Zapisać. Bo tak mi smutno, że Pana Jezusa zostawiam.

Ela nie miała jeszcze wówczas dziewięciu lat, ale ścieżką wtedy wybraną podąża konsekwentnie już piąty rok. Od Dzieci Bożych przez Nową Drogę do Nowego Życia – jeżeli wytrwa. Choć w tej akurat kwestii wątpliwości nie mam. Jako rodzice idziemy za nią drogą przeznaczoną dla małżeństw, więc to pierwsze, rodzinne wsparcie dajemy sobie nawzajem. A nad wszystkim i tak czuwa Duch Święty. Ten sam, który pewnego majowego wieczora pokazał mojemu dziecku tajemnicę Bożej obecności i sposób, by tę tajemnicę zgłębiać.

Oaza Dzieci Bożych to przedszkole formacji; gromadzi w niewielkich, kilkunastoosobowych grupach dzieci w wieku szkolnym. Nie ma wymogów wiekowych, choć te najmłodsze mogą mieć problemy ze skupieniem i zrozumieniem. W ciągu roku formacyjnego, który pokrywa się z rokiem szkolnym, wszyscy zainteresowani spotykają się raz w tygodniu, zwykle w salce na plebanii. Czas jest organizowany przez animatorów zaledwie kilka lat starszych od uczestników. Nad stroną duchową czuwa kapłan – moderator. Zasadą jest, że nie rozpowiada się o przebiegu spotkania i poruszanych tam problemach, czasem jednak udaje mi się dowiedzieć, że wszyscy byli grzeczni i dlatego mogli zagrać w „Mafię”. Szczerze się przyznam – do dziś nie rozumiem, o co w tej grze chodzi, mimo wielokrotnego tłumaczenia mi zasad, przebiegu i wyników. Podobno jest świetna i wszyscy za nią przepadają.

Poza rokiem szkolnym dla dzieci po czwartej klasie szkoły podstawowej, przewidziane są piętnastodniowe rekolekcje wakacyjne. Na siłę nikt nie ciągnie, jak również nie wypycha. Byłam przekonana, że moja wychuchana w domu jedynaczka za nic nie puści matczynej spódnicy aż do chwili, gdy wróciła z jednego ze spotkań (o których wyżej) z formularzem skierowania i kategorycznym żądaniem zapłacenia zaliczki za wyjazd wakacyjny. Nim otrząsnęłam się z szoku, wszystko już było załatwione, bagaże spakowane, a dumny ojciec (weteran oaz wakacyjnych) wiózł pociechę dwie setki kilometrów od domu. Ten sam manewr trzeba było powtórzyć w czasie kolejnych wakacji. Następne też już są zaplanowane… Jak to się dzieje? Ela widzi to tak:

„Pierwszego dnia, gdy rodzice odjadą, następuje coś dziwnego. Niby jesteś tam godzinę, ale czujesz się, jakbyś był rok. W pierwszą noc nikt nie może zasnąć, więc wszyscy gadają (a nawet jak ktoś śpi, to i tak coś tam bełkocze). Z rana jęki i stęki, bo rozgrzewka. Jedyną rzeczą, która umila pobudkę, jest licytacja, kto najgłośniej chrapał. I tak przez piętnaście dni. Niby rutyna, ale jednak nie. Codziennie inna tajemnica różańca do poznania. Nie tylko w Ewangelii. Także w pięknym krajobrazie wsi, skrzypiących łóżkach, animatorach, koleżankach i kolegach. Z każdym dniem ta rutyna staje się przyjemniejsza. Skrzypiące łóżka wydają się anielskim posłaniem, a koledzy i koleżanki zostają przyjaciółmi od serca. Pismo Święte samo się otwiera, a nogi same niosą cię na Mszę Świętą. I pomyśleć, że do takich przeżyć wystarczy jeden mały podpis na formularzu!”.

Nic dodać, nic ująć. Może tylko jedno: dobrze jest znać drogę od dziecka.

Monika