Refleksje na czas epidemii cz. 2 – ks. Marek Sędek

Kopia Górka 28-03-2020

Drodzy Bracia i Siostry!

Przesyłam drugą część refleksji na czas epidemii. Tym razem są to teksty zaczerpnięte ze 116. numeru internetowego Serwisu Ogólnopolskiej Rady Ruchów Katolickich. Pozdrawiam wszystkich i zapewniam o modlitwie.

Ks. Marek Sędek

Kard. Konrad Krajewski o pandemii koronawirusa

 Modlimy się, żeby Bóg odwrócił to wszystko, co dzieje się na świecie, jesteśmy przerażeni. Ojciec Święty chodzi od kościoła do kościoła i błaga, by Bóg wspomógł nas, by zatrzymał tę okropną zarazę. Arcybiskup Mediolanu wchodzi na dach jednej z najpiękniejszych katedr na świecie i zwraca się do Maryi, by ochroniła nas swoim płaszczem. I tak każdy z nas powinien czynić. Ale ta cała sytuacja, która nas przerasta, powinna nas zmienić, to my powinniśmy stać się sprawiedliwi, zanurzeni w Bogu, ufający Jemu, a nie sobie – zachęcał. Podkreślił też, że zachowania i troska o drugiego człowieka spowodowane ryzykiem zakażenia są codziennym świadectwem miłości bliźniego. – Już zaczynamy realizować Przykazanie Miłości w sposób piękny. Bardziej myślę o drugim, niż o sobie: nie wychodząc z domu, przyjmując Komunię św. na rękę, nie uczestnicząc w wielkich zgromadzeniach. Szanuję drugiego człowieka tak, jak siebie samego, bo życie jest mi drogie. Ale na pierwszym miejscu musi być Bóg: będę miłował Boga z całego swego serca, całą swoją duszą – tego Józef uczył Jezusa, uczył Go: Shema Israel – a bliźniego swego, jak siebie samego – przypominał.

 ***

Epidemia. Ludzka furia i Boska ręka – ks. prof. Jerzy Szymik

Kara Boska?

Czy pandemia koronowirusa jest karą Boską za ludzkie grzechy? Ponoć teza taka pojawiała się w tych dniach w homiliach i opiniach, zresztą w kilku różnych wersjach. Na to z kolei ruszyli oponenci tej tezy, przekonując, że stoi za nią nieewangeliczny obraz Boga, że prawda wiary iż Bóg „za złe karze” jest co najmniej przesadzona, że żyjemy w epoce Miłosierdzia Bożego, którego nie można „równoważyć” Sprawiedliwością Bożą itp. itd. W toczącej się na ten temat debacie widać (słychać) wyraźną przewagę emocji, zacietrzewienia i tzw. opcji (światopoglądowych, jeśli nie politycznych) nad biblijno-teologiczną głębią zagadnienia. Przynajmniej w tych kilkunastu głosach, do których miałem dostęp.

Dlatego warto do niej wprowadzić refleksję J. Ratzingera/Benedykta XVI. Pochodzi ona z rekolekcji, których Kardynał udzielał księżom ruchu Communione e liberazione  w 1986 roku w Collevalenza, we Włoszech. Ratzinger mówi/pisze tu – w cytowanym niżej fragmencie tamtych rekolekcji – prawie dokładnie na interesujący nas temat. I to jak mówi/pisze…

Posłuchajmy: „Roztoczona w Apokalipsie św. Jana wizja historii przedstawia największe możliwe przeciwieństwo wiary w ciągły postęp, jakie tylko można sobie wyobrazić. O ile bieg historii zależy od ludzkich decyzji, jawi się on w tej wizji jako ciągły powrót epizodu budowy wieży Babel. Ludzie próbują wciąż na nowo, za pomocą swoich możliwości technicznych, konstruować most do nieba, czyli o własnych siłach uczynić się Bogiem. Próbują dać człowiekowi ową całkowitą wolność, owo nieograniczone zdrowie, nieograniczoną władzę, jawiącą mu się jako istota boskości, którą chciałoby się sprowadzić z nieosiągalnej wysokości Całkiem-Innego do własnej egzystencji, ‘przyprowadzić z powrotem’. Te próby, które zawierają ludzkie działanie w historii we wszystkich okresach, opierają się jednak na nieprawdzie, na ‘nakładaniu prawdzie pęt’ („nakładanie prawdzie pęt” dokonuje się „przez nieprawość”, wyjaśnia św. Paweł, Rz 1,18): człowiek nie jest Bogiem, lecz jest skończoną i ograniczoną istotą i nie może przez żadną władzę, jakakolwiek by ona nie była, sam siebie uczynić tym, czym nie jest. Dlatego wszystkie te próby muszą, niezależnie od tego, z jakim rozmachem mogą się zaczynać, kończyć się upadkiem: ich podstawa nie daje oparcia.

Apokalipsa zna jednak obok tego jednego czynnika historii – a są nim owe syzyfowe starania sprowadzenia nieba na ziemię – drugą siłę w historii: rękę Boga. Pierwszoplanowo jawi się ona jako karząca, ale Bóg nie stwarza cierpienia i nie chce nędzy swojego stworzenia. Nie jest Bogiem zawistnym. W rzeczywistości ręka ta jest siłą przeciwko mocy budowanego na nieprawdzie, samowyniszczającego działania, która jednakże daje historii nadzieję: ręka Boga przeszkadza człowiekowi w ostatecznej realizacji samozagłady. Bóg nie pozwala na zniszczenie swojego stworzenia. To jest sens Jego działania przy budowie wieży Babel (pomieszanie języków i rozproszenie ludzi) i we wszystkich przytoczonych w Apokalipsie ingerencjach. To, co się tu przedstawia jako boską karę, nie jest sztucznie nałożonym z zewnątrz biczem, lecz urzeczywistnieniem wewnętrznej prawidłowości ludzkiego działania, które przeciwstawia się prawdzie, a tym samym skłania się ku nicości, ku śmierci. ‘Ręka Boga’, która objawia się w wewnętrznym sprzeciwie istnienia wobec swojej własnej zagłady, uniemożliwia podążanie ku nicości, zanosi z powrotem zabłąkaną owcę na pastwisko istnienia, na pastwisko miłości. Nawet wtedy, gdy to bycie wyjętym z wyszukanego przez siebie krzewu cierniowego i bycie zaniesionym z powrotem sprawia ból, jest jednak aktem naszego zbawienia, wydarzeniem, które daje nam nadzieję. I któż mógłby również dzisiaj nie dostrzec ręki Boga, która chwyta człowieka za najbardziej zewnętrzny rąbek jego furii zniszczenia i jego perwersji i uniemożliwia mu pójście dalej?

W Apokalipsie widać zazębienie między pozornym ‘pesymizmem’ a radykalną nadzieją. I dotyczy to rozległej wizji całości dziejów. Apokalipsa jest bardzo daleka od obietnicy ciągłego postępu; nic też nie wie o jakiejkolwiek możliwości urządzenia samym własnym ludzkim działaniem raz na zawsze szczęśliwej i definitywnej formy społeczeństwa. Mimo to, albo właśnie z powodu tej odmowy wobec irracjonalnych oczekiwań, jest ona księgą nadziei.

Apokalipsa mówi ostatecznie o tym, że ludzka historia, mimo wszelkich okropności, nie zatonie w nocy samozagłady; Bóg nie pozwoli jej wyrwać ze swoich rąk. Boże sądy, wielkie cierpienia, w które ludzkość się zanurza, nie są zagładą, lecz służą ratowaniu ludzkości. Również w czasie ‘po Auschwitz’, po tragicznych katastrofach historii, Bóg pozostaje Bogiem; pozostaje ze swoją niezniszczalną dobrocią dobry, pozostaje Zbawicielem, w którego rękach niszczące i straszliwe dzieło człowieka zostaje przemienione przez Jego miłość. Człowiek nie jest jedynym aktorem historii i dlatego śmierć nie ma w niej ostatniego słowa. Fakt, że jest tu jeszcze Inny działający, pozostaje jedyną, mocną i pewną kotwicą nadziei, która jest mocniejsza i bardziej realna niż wszelkie okropności świata”.

Tyle Ratzinger. Moje są tu tylko: tytuł, wytłuszczenia, skróty w tekście, wyjaśnienia w nawiasach, kilka zmian w tłumaczeniu. Całość dostępna w: J. Ratzinger, Wprowadzenie do chrześcijaństwa. Wyznanie – Chrzest – Naśladowanie, Opera omnia t. IV, red. K. Góźdź, M. Górecka, tłum. R. Biel, M. Górecka, Wydawnictwo KUL, Lublin 2017, s. 390-391.

Oto prawdziwa teologiczna głębia i maestria. Oto prawdziwa teologia nadziei na każdy czas, także na czas globalnej pandemii. Bo „któż mógłby również dzisiaj nie dostrzec ręki Boga, która chwyta człowieka za najbardziej zewnętrzny rąbek jego furii zniszczenia i jego perwersji i uniemożliwia mu pójście dalej?

 ***

Kilka myśli w połowie Wielkiego Postu – ks. prof. Robert Skrzypczak

Do głowy by mi nie przyszło, gdy posypywałem ludziom głowy popiołem, że tak wyjątkowy i oryginalny będzie tegoroczny Wielki Post. Nikt nie musi wymyślać sobie umartwień i wyrzeczeń. „Nie wyszukuj sobie krzyży – mawiał ksiądz Dolindo Ruotolo – bo one same cię znajdą. Ty proś Boga, aby dał ci siły, byś je mógł przyjąć”. Święty Franciszek konfrontował swych uczniów z krzyżem. Stawiał im go przed oczami, każąc odpowiadać, co ów krzyż ma im do powiedzenia. Smak tej konfrontacji znał z autopsji. Cierpiał jak pies, trwając z oczami utkwionymi w potężnym krucyfiksie zawieszonym w kościółku św. Damiana w Asyżu, aż pewnego razu krzyż przemówił do niego. Zrozumiał wszystko. Chodził potem po mieście, przyglądając się życiu innych ludzi. „Miłość niekochana, miłość odrzucona” – płakał. Wiedział więc, że chrześcijanin nie postąpi naprzód w drodze ku zbawieniu, jeśli na pewnym etapie swej duchowej wędrówki nie odkryje „tajemnicy krzyża”. Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie. Sto razy już zastanawiałem się, czy ta pandemia rozlewająca się na niemal wszystkich ludzi na świecie nie jest jakiegoś rodzaju rekolekcjami zafundowanymi przez Boga Ojca ludzkości?

W połowie Wielkiego Postu katolicy obchodzą niedzielę laetare, czyli radości. Ale z czego się cieszyć? Z tego, że inni chorują, a mnie jeszcze nie dopadło? Że oprócz przymusowego siedzenia w domu, jutro będę miał kłopoty finansowe? Że każdego dnia media zasypują nas wiadomościami, których żaden normalny umysł nie jest w stanie zmetabolizować? Chodzi o radość ślepca od urodzenia z Ewangelii św. Jana (rozdział 9), człowieka, któremu została przywrócona możność widzenia. Codziennie bombardują nas, przygnębiają i przygniatają fakty bolesne. Człowiek szuka wytłumaczenia: „Panie, kto zgrzeszył, że mu się coś takiego przydarzyło? To jego wina, czy też kogoś innego? Jezus odpowiada: Nie w tym problem, bo jemu to się przydarzyło po to, aby objawiła się chwała Boża.

Abp Fulton Sheen uważał, że co najwyżej dziesięć procent ludzi na świecie myśli samodzielnie, inni pozwalają sobie meblować w głowie przez media, struktury opiniotwórcze i zbiorową paplaninę. Wypełniają nas wyjaśnienia ekspertów od paranoi, proroków nieszczęścia, zawodowych spin doktorów od banalizowania. Dostajemy wizje uszkodzone, fragmentaryczne, emocjonalne, bez wiary, Boga, głębi. Jezus tymczasem mówi: chodzi o to, by objawiła się chwała Boga. Wybacz, ale jak dostrzec chwałę Boga w konwoju ciężarówek wywożących ciała zabitych przez wirusa w Bergamo? W samotnie umierających osobach w zaimprowizowanych szpitalach polowych, którzy nie mogą nawet pożegnać się z dziećmi i wnukami, poczuć dłoni kapłana przy sobie? W pochówkach bez rodziny, bez modlitwy? Anioł śmierci przechodzi przez Europę.

            Niektórym dano możność widzenia dalej, więcej. Dlatego Jezus dotknął oczu ślepego od urodzenia. Wcześniej Bóg dotknął swym słowem młodego Samuela. Człowiek, któremu Bóg otworzy oczy, nie zadowolą się byle jakim wyjaśnieniem, żałosną teorią, powierzchownym biadoleniem. „To nie ten” – słyszy Samuel w sercu głos Boga. „Nie tak bowiem patrzy człowiek, jak patrzy Bóg. Bo człowiek patrzy na to, co się rzuca w oczy, Bóg natomiast widzi serce. Serce problemu, serce przesłania. „Czy to już wszyscy?” – drąży Samuel. Szuka dalej, nie zadowala się przyjętą wersją wydarzeń. Odkrywa kolejną warstwę, jest niespokojny, szuka prawdy.

            Często ludzie opowiadają o swym doświadczeniu Boga. Ale czy można doświadczyć Boga? Założyłem się kiedyś o moją pensję wykładowcy ze studentami, czy zdołają znaleźć w Biblii ślad tego, że człowiek doświadczył Boga. Jakże wszechmocnego i absolutnego Boga podporządkować kategorii ludzkiego doświadczenia? Jest dokładnie odwrotnie – to Bóg doświadcza człowieka. Tropi go, chodzi jego śladem, przygotowuje spotkanie. Nieraz wprawi go w sytuację po ludzku bez wyjścia, bolesną, przerastającą całkowicie możliwości tamtego. Aby móc się mu objawić jako Pan rzeczy niemożliwych, który otwiera drogę ratunku, inauguruje paschę – przejście ku wolności, świętu, ocaleniu. Takiego Boga poznali Izraelici w Egipcie. Z takim Bogiem zetknęli się i nadal stykają ci, którzy odkrywają Chrystusa zmartwychwstałego. Nieraz trzeba się popłakać, doznać przejmującego lęku, zwątpić w samego siebie. Aż wreszcie otworzą się oczy i pokaże się Boża chwała w miejsce największej klęski. Ślepiec od urodzenia obmył się w sadzawce, jak mu polecił Jezus i wrócił ogarnięty radością: po raz pierwszy w życiu zobaczył miłość Boga do siebie.

            Taką paschę, wyjątkową i szczególną, zafundował nam Bóg. Zewsząd czyha śmierć. Mamy pozostawać w domach. Jak w Egipcie, tamtej nocy, gdy zbawiał Bóg. Zbawili się ci, którzy mieli baranka. Nie wiem, jacy wyjdziemy z próby koronawirusa. Wiem, że ten wirus to rodzaj aparatu rentgenowskiego: pokazuje nam prawdę o nas samych, o naszych nerwicach, zamiłowaniu do płaskich pociech i chciwości. Pokazuje, że Europa nie radzi sobie z walką z nim, bo nie ma już Boga i wspólnoty wierzących, która by ludzi jednoczyła i inspirowała. Częściej z ufnością spoglądamy na aptekę, niż na Najświętszy Sakrament.

            Analitycy zastanawiają się, jacy wyjdziemy z tej próby. Mówią, że już nic nie będzie takim jak wcześniej. Przybędzie być może ludzi osobiście przekonanych do Pana Boga i Ewangelii, prawdziwych świętych, którzy zdadzą egzamin z człowieczeństwa. Przybędzie też ludzi religijnie pogubionych, fanatyków, sekciarzy. Wielu pogłębi swój ateizm bądź cyniczny stosunek do wyższych wartości. Wierzę, że niektórym ludziom Bóg pozwoli widzieć więcej. Staną się prawdziwymi prorokami życia i jego sensu, apostołami chwały Bożej, głosicielami miłości objawionej na krzyżu. Czego się spodziewać: miasta ślepców czy wioski ludzi widzących? Pewnie będzie jedno i drugie. Modlę się jedynie o to, by tych drugich przybywało, a pierwsi doczekali się uleczenia.

 ***

Dariusz Kowalczyk SJ – Jaki Kościół po koronawirusie?

            Niektórzy mówią, że po koronawirusie nic już nie będzie takie samo. Również w Kościele, w głowach i w sercach wiernych zajdą zmiany. Tyle że – moim zdaniem – będą one szły w różnych kierunkach. U wielu wzrośnie zdrowa pobożność, pragnienie sakramentów, których teraz są pozbawieni. Z drugiej strony wzrosną przypadki egzaltowanej, niezbyt zdrowej pobożności. Jeszcze u innych i tak słaba już wiara zgaśnie zupełnie. Dojdą do wniosku, że Bóg jest daleko i nie słucha naszych modlitw, bo przecież gdyby słuchał, to „takie rzeczy by się działy”. Takim chciałbym przypomnieć, że chrześcijanin nie wierzy w Boga Wielkiego Magika, który za pomocą czarodziejskiej różdżki sprawia, że wierzących w Niego nie spotykają żadne doczesne nieszczęścia. Chrześcijanin wierzy w Boga Jezusa Chrystusa, który umarł na krzyżu, ale potem zmartwychwstał…

            W tym koranawirusowym zamęcie jeszcze bardziej staje się aktualna diagnoza Benedykta XVI, którą znajdujemy w jego książce-wywiadzie „Światłość świata”. „Obecnie potrzebujemy – stwierdził Ratzinger – przede wszystkim duchowych ruchów, dzięki którym Kościół na całym świecie, czerpiąc z doświadczenia naszych czasów, a zarazem z wewnętrznego doświadczenia wiary i płynącej stąd siły, ustanowi drogowskazy i znowu postawi w centrum kwestię obecności Boga”. Tak! Mam nadzieję, że po koronawirusie Kościół bardziej skoncentruje się na tym, co jest jego podstawową misją, czyli po prostu na głoszeniu pierwszeństwa Boga.

 ***

Józef Augustyn SJ – Ludzka godność w czasach zagrożenia (fragment)

“Tak, nadeszła chwila zastanowienia. Sądziliście, że wystarczy wam odwiedzać Boga w niedzielę, abyście byli panami waszych dni” (Albert Camus, Dżuma).

            Epidemia wstrząsa światem budowanym w epoce globalizacji. Zaledwie w kilkanaście dni koronawirus dotarł – właśnie z powodu globalizacji – niemal do wszystkich krajów świata. Zaistniała sytuacja społeczna i ekonomiczna to niewątpliwie surowy egzamin dla wszystkich obywateli, rządów, polityków, twórców kultury, organizacji międzynarodowych, dosłownie dla wszystkich. Koronawirus jest bardzo „demokratyczny” i „sprawiedliwy”, jednakowo atakuje biednych i bogatych, małych i wielkich tego świata. Ci ostatni zresztą, przez swoje liczne kontakty, są nawet bardziej narażeni. „Teraz przynajmniej sytuacja była jasna, zaraza dotyczyła wszystkich” (A. Camus).

            Wielu porównuje epidemię do wojny, podkreślając jednocześnie, że wróg jest mało rozpoznany, stąd też jest mało uchwytny, nieprzewidywalny, podstępny. Boleśnie przekonały się o tym pewne gwiazdy sportu i polityki, które wyśmiewając epidemię, lekceważyły podstawowe zasady bezpieczeństwa i same uległy chorobie.

Epidemia, odwieczny wróg ludzkości, przypomina nam dzisiaj, że w kwestii kruchości ludzkiego życia, mimo całego postępu cywilizacyjnego, niewiele się zmieniło. Pewne zagrożenia nieco odsunęliśmy od siebie, udając jednak przy tym, że zostały one zlikwidowane. W mediach coraz więcej pojawia się tekstów zatytułowanych: „Koronawirus obnażył „świat”… Pokazał próżność, obłudę, hipokryzję” itp. Nie będziemy tutaj identyfikować „światów”, które obnaża koronawirus. Dotyczy to w jakimś stopniu wszystkich „światów”, choć może w różnym zakresie. Także świata religii.

            Niewątpliwie obecna epidemia to surowy egzamin dla „ludzi Kościoła”: duchownych i świeckich, przełożonych i podwładnych, praktykujących wiarę gorliwie i tych, którzy ją zaniedbują. Pada zasadnicze pytanie o istotę naszego codziennego doświadczenia wiary: czy nasze praktyki są wyrazem formalności, czy też są znakiem naszego doświadczenia Boga, realnie działającego w naszym życiu, tu i teraz. Paradoksalnie chwilowa niemożność uczestnictwa we Mszy świętej niedzielnej, przyjmowania Komunii, uczestnictwa (obecnie w Wielkim Poście) w Gorzkich żalach czy Drodze Krzyżowej – może stać się dla nas wyzwaniem, dzięki któremu staniemy wobec Boga i własnego sumienia w szczerości serca. Obecne ograniczenia w parafialnych praktykach religijnych mogą się stać prawdziwymi rekolekcjami.

W czasach dobrobytu, sukcesu i względnego spokoju łatwo ulegamy złudzeniu, że nasze życie jest w naszych rękach i że możemy dowolnie sobie je urządzać, formować, zmieniać.

            Dla twórców „nowej cywilizacji”, którzy z wyniosłością, lekceważąco traktują prawa przyrody, przeciwstawiając je osiągnięciom kultury, niemal w każdej dziedzinie, koronawirus przypomina o potędze przyrody i jej prawach, którym człowiek podlega niezależnie od tego, czy mu się to podoba, czy nie. Choroba nikogo nie prosi o pozwolenie i nikogo nie pyta o zdanie.

            Z pewnością świat upora się z obecną epidemią. Naukowcy zapowiadają szczepionkę. Wszystko jednak do nowego zagrożenia… Ale kiedy mija zagrożenie, wbrew oczywistym faktom, ponownie poddajemy się złudzeniu, że oto teraz zaczyna się, już na zawsze, czas bezpieczeństwa i pokoju. Nic bardziej fałszywego. Nowe zagrożenie przychodzi zwykle w sposób nieprzewidywalny. Tak było w historii ludzkości i teraz tak jest. Nic nie wskazuje, aby miało się to zmienić. „Zarazy są w istocie sprawą zwyczajną, ale z trudem się w nie wierzy, kiedy się na nas walą” – zauważa A. Camus.

Kruchość ludzkiego życia i związane z nią zagrożenia to istotny element antropologii. Zapomnienie o ostatecznym przeznaczeniu człowieka, o jego ostatecznym celu i sensie życia staje się – w sytuacji bezpośredniego zagrożenia – źródłem niepokoju, braku równowagi, rozpaczy. Psalmista mówi: Ci, którzy nie wzywają Boga, drżą ze strachu (Ps 14,5).

            „Jeżeli trzeba będzie, umrzemy. Basta. Cóż możemy zrobić. Przecież tego rękami nie zatrzymamy” – powiedział pewien Włoch w ulicznym sondażu. Świadomość prawd ostatecznych sprawia, że mniej uwagi poświęcamy poczuciu zagrożenia, a więcej szukaniu wyjścia z zagrożenia, budowaniu nadziei, wzajemnemu pomaganiu sobie, szukaniu Boga. Choroba i śmierć nie są końcem tego, co dla nas najważniejsze, najdroższe, jedyne. „Są wartości, których nigdy nie wolno poświęcić w imię jeszcze wyższej wartości i które stoją ponad zachowaniem życia fizycznego” (Benedykt XVI).

Obecne zagrożenie epidemiczne uczy nas pokory dla życia i jego kruchości; uczy nas też większego szacunku dla praw przyrody i dla ich Twórcy. Nasze zanurzenie w wirtualnym świecie obrazów i wrażeń, gdzie wszystko dokonuje się za jednym dotknięciem palca, zniekształca i fałszuje rzeczywistość świata realnego. W przyrodzie, w rozwoju fizycznym, duchowym, w relacjach międzyludzkich nic nie dzieje się nagle, za dotknięciem. Wszystko dokonuje się powoli, jest procesem, rozwija się stopniowo, wymaga pracy, trudu, zaangażowania, a nieraz i cierpienia. Obecne zagrożenie epidemiczne wymaga od nas właśnie tego, czego wymaga życie na każdym etapie jego rozwoju: uwagi, cierpliwości, czekania, spojrzenia metafizycznego, prawego sumienia.

            Niewątpliwie nasze poczucie zagrożenia posiada swoje źródło także w fakcie rezygnacji z metafizyki, duchowości i religii. W sytuacji zagrożenia życia, człowiek pozostaje w „bezradnej samotności”. Nie chodzi o izolację od bliźnich i osamotnienie, ale o wewnętrzną samotność serca przed Bogiem. Wszystkie refleksje, które dzisiaj snujemy, brzmią banalnie, pusto. Człowiek pociesza i wspiera drugiego zawsze do pewnej granicy. Poza nią każdy zostaje sam ze swoim lękiem, brakiem poczucia bezpieczeństwa. Nawet najbliższe osoby, w sytuacji zagrożenia życia, pozostają zawsze na zewnątrz tego, co dzieje się w ludzkiej duszy udręczonej lękiem, bólem czy rozpaczą. Budzące się obawy o siebie i naszych bliskich, są wielkim wołaniem serca o obecność Boga, Jego moc i miłość w naszym życiu.

 ***

Stolica Apostolska udziela odpustu specjalnego wiernym dotkniętym pandemią koronawirusa

Penitencjaria Apostolska udzieliła odpustu specjalnego wiernym dotkniętym chorobą zakaźną spowodowaną koronawirusem, a także pracownikom służby zdrowia, członkom rodzin i wszystkim tym, którzy opiekują się osobami zakażonymi.

            W Dekrecie Penitencjarii Apostolskiej czytamy, że odpustu specjalnego udziela się wiernym cierpiącym na koronawirusa, którzy podlegają kwarantannie na polecenie władz sanitarnych w szpitalach lub we własnych domach. Warunkiem uzyskania takiego odpustu jest brak przywiązania do grzechu oraz duchowa łączność poprzez środki masowego przekazu z celebracją Mszy Świętej, odmawianiem Różańca Świętego, pobożną praktyką Drogi Krzyżowej lub innymi formami pobożności. A także wtedy gdy wierni przynajmniej odmówią Wyznanie Wiary, Modlitwę Pańską i pobożne wezwanie do Najświętszej Maryi Panny, „ofiarując tę próbę w duchu wiary w Boga i miłości wobec swoich braci i sióstr, z wolą wypełnienia zwykłych warunków (spowiedź sakramentalna, komunia eucharystyczna i modlitwa w intencji Ojca Świętego) tak szybko, jak będzie to możliwe”.

            Odpust zupełny na tych samych warunkach mogą uzyskać również pracownicy służby zdrowia, członkowie rodzin i wszyscy, którzy, narażając się na ryzyko zarażenia, opiekują się chorymi na koronawirusa.

            Ponadto odpust zupełny mogą uzyskać także wierni, „którzy ofiarują nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, lub Adorację Eucharystyczną, lub lekturę Pisma Świętego przez co najmniej pół godziny, lub odmówienie różańca świętego, lub pobożne odprawienie Drogi Krzyżowej, lub odmówienie Koronki do Miłosierdzia Bożego, w intencji przebłagania Boga Wszechmogącego o koniec epidemii, ulgę dla tych, którzy cierpią i zbawienie wieczne dla tych, których Pan powołał do siebie”.

            Tym, którzy nie mogą przyjąć sakramentu namaszczenia chorych i wiatyków, zostaje udzielony „odpust zupełny w chwili śmierci, pod warunkiem, że byli należycie dysponowani i zwykle za życia modlili się”. W celu uzyskania tego odpustu Penitencjaria Apostolska zaleca używanie krzyża. (BP KEP)

 ***

Dekret Penitencjarii Apostolskiej odnośnie przyznania specjalnych odpustów dla wiernych w obecnej sytuacji pandemii, 20.03.2020 r.

Wiernym dotkniętym chorobą zakaźną spowodowaną Covid-19, powszechnie znaną jako koronawirus, a także pracownikom służby zdrowia, członkom rodzin i wszystkim tym, którzy w jakimkolwiek charakterze, także poprzez modlitwę, opiekują się nimi, udziela się daru specjalnych odpustów.

            „Weselcie się nadzieją! W ucisku bądźcie cierpliwi, w modlitwie – wytrwali” (Rz 12, 12). Słowa napisane przez św. Pawła do Kościoła w Rzymie rozbrzmiewają w całej historii Kościoła i ukierunkowują myśli wiernych w obliczu wszelkich cierpień, chorób i nieszczęść.

            Obecna chwila, w której cała ludzkość zagrożona niewidzialną i podstępną chorobą, która od pewnego czasu stała się częścią życia każdego człowieka, naznaczona jest dzień po dniu dręczącymi obawami, nowymi niepewnościami, a przede wszystkim powszechnym cierpieniem fizycznym i moralnym.

            Kościół, idąc za przykładem swego Boskiego Mistrza, zawsze troszczył się o chorych. Jak wskazał św. Jan Paweł II, sens ludzkiego cierpienia jest dwojaki: „Jest nadprzyrodzony, ponieważ zakorzenia się w Boskiej tajemnicy Odkupienia świata. Jest równocześnie głęboko ludzki, ponieważ człowiek odnajduje w nim siebie, swoje człowieczeństwo, swoją godność, swoje posłannictwo” (List apostolski Salvifici Doloris, 31).

            Również papież Franciszek w tych ostatnich dniach okazał swoją ojcowską bliskość i ponowił swoje zaproszenie do nieustannej modlitwy za chorych na koronawirusa.

            Aby wszyscy ci, którzy cierpią z powodu Covid-19, właśnie w tajemnicy tego cierpienia odkryli na nowo „samo odkupieńcze cierpienie Chrystusa” (tamże, 30), Penitencjaria Apostolska, ex auctoritate Summi Pontificis, ufając słowu Chrystusa Pana i uznając w duchu wiary, że obecną epidemię należy przeżywać w duchu osobistego nawrócenia, udziela daru odpustów zgodnie z następującym zarządzeniem.

            Udziela się odpustu zupełnego wiernym cierpiącym na koronawirusa, którzy podlegają kwarantannie na polecenie władz sanitarnych w szpitalach lub we własnych domach, jeśli w duchu oderwanym od jakiegokolwiek grzechu, zjednoczą się duchowo poprzez środki masowego przekazu z celebracją Mszy Świętej, odmawianiem Różańca Świętego, pobożnej praktyki Drogi Krzyżowej lub innych form pobożności, a przynajmniej odmówią Wyznanie Wiary, Modlitwę Pańską i pobożne wezwanie do Najświętszej Maryi Panny, ofiarując tę próbę w duchu wiary w Boga i miłości wobec swoich braci i sióstr, z wolą wypełnienia zwykłych warunków (spowiedź sakramentalna, komunia eucharystyczna i modlitwa w intencji Ojca Świętego) tak szybko, jak będzie to możliwe.

            Pracownicy służby zdrowia, członkowie rodzin i wszyscy ci, którzy za przykładem Dobrego Samarytanina, narażając się na ryzyko zarażenia, opiekują się chorymi na koronawirusa według słów Boskiego Odkupiciela: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13), otrzymają ten sam dar odpustu zupełnego na tych samych warunkach.

            Ponadto, Penitencjaria Apostolska udziela odpustu zupełnego na tych samych warunkach z okazji obecnej epidemii światowej nawet tym wiernym, którzy ofiarują nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, lub Adorację Eucharystyczną, lub lekturę Pisma Świętego przez co najmniej pół godziny, lub odmówienie różańca świętego, lub pobożne odprawienie Drogi Krzyżowej, lub odmówienie Koronki do Miłosierdzia Bożego, w intencji przebłagania Boga Wszechmogącego o koniec epidemii, ulgę dla tych, którzy cierpią i zbawienie wieczne dla tych, których Pan powołał do siebie.

            Kościół modli się za tych, którzy nie mogą przyjąć sakramentu namaszczenia chorych i wiatyków, powierzając Bożemu miłosierdziu wszystkich i każdego z osobna na mocy komunii świętych i udziela wiernym odpustu zupełnego w chwili śmierci, pod warunkiem, że byli należycie dysponowani i zwykle za życia modlili się (w tym przypadku Kościół zastępuje trzy zwyczajowe warunki). W celu uzyskania tego odpustu zaleca się używanie krucyfiksu lub krzyża (por. Enchiridion indulgentiarum, nr 12).

            Niech Najświętsza Maryja Panna, Matka Boga i Kościoła, Uzdrowienie Chorych i Wspomożycielka Wiernych, nasza Orędowniczka, pomoże cierpiącej ludzkości, oddalając od nas zło tej pandemii i wyjednując nam wszelkie dobro niezbędne dla naszego zbawienia i uświęcenia.

Niniejszy dekret jest ważny niezależnie od wszelkich przepisów stanowiących inaczej.

W Rzymie, w siedzibie Penitencjarii Apostolskiej, 19 marca 2020 roku.

Kard. Mauro Piacenza, Penitencjarz Większy

Ks. Prał. Krzysztof Nykiel, Regens

 ***

Papież wyjaśnia, co zrobić, gdy nie możemy wyspowiadać się przed Wielkanocą

 „Jeśli nie znajdziesz kapłana, aby się wyspowiadać, powiedz Bogu, On jest twoim Ojcem i powiedz mu prawdę” – mówił Franciszek, odnosząc się do obecnej sytuacji, gdy spowiedź staje się coraz bardziej utrudniona. Gdy nie ma możliwości, by się wyspowiadać.

            Podczas porannej Eucharystii sprawowanej w Domu Świętej Marty, a transmitowanej przez media watykańskie, papież przypomniał, że Wielki Post zawsze koncentruje się na tym nawróceniu serca, które w chrześcijaństwie wyraża się w sakramentalnej spowiedzi. Jest to okres, aby Bóg nas oczyścił, aby Bóg wziął nas w ramiona – zaznaczył.

            Franciszek przypomniał, że wielu wiernych przystępuje w okresie Wielkiego Postu do spowiedzi wielkanocnej, ale w tym roku, ze względu na ograniczenia kwarantanny nie będzie to możliwe. Nawiązując do nauki Katechizmu, Ojciec Święty zachęcił:

            Jeśli nie znajdziesz kapłana, aby się wyspowiadać, powiedz Bogu, On jest twoim Ojcem i powiedz mu prawdę: «Panie, popełniłem to, i to, i tamto… Wybacz mi» i proś Go o przebaczenie całym sercem, z aktem żalu i obiecaj Jemu: «Później się wyspowiadam, ale przebacz mi już teraz». I od razu powrócisz do łaski Bożej. Sam możesz przystąpić, jak uczy nas Katechizm, do przebaczenia Boga, nie mając w pobliżu kapłana. Pomyślcie o tym: nadszedł czas! To jest właściwa chwila, odpowiedni czas. Dobrze dokonany akt żalu, dzięki czemu nasza dusza stanie się biała jak śnieg.

 „Katechizm Kościoła Katolickiego do pozasakramentalnych form pokuty zalicza czyny i wysiłki podejmowane celem pojednania się z bliźnimi, łzy żalu, troskę o uświęcenie drugich, wstawiennictwo świętych i codzienną praktykę miłości bliźniego. Pokuta prowadząca do prawdziwego wewnętrznego nawrócenia dokonuje się również przez troskę o biednych, o sprawiedliwość i praworządność, unikanie własnych błędów, braterskie upomnienie, rachunek sumienia, kierownictwo duchowe, przyjęcie i cierpliwe znoszenie prześladowań”. Ks. Czesław Krakowiak

 ***

Czym jest Komunia Duchowa?

            W związku z epidemią koronawirusa warto przypomnieć czym jest komunia duchowa i jak ją w praktyce realizować – tekst ten ukazał się w 62 numerze „Serwisu ORRK”, dziś trzeba nam go przypomnieć.

            Komunia oznacza zjednoczenie, a w wypadku Komunii duchowej zjednoczenie dokonuje się poprzez pragnienie spotkania. Nie wszyscy mogą często uczestniczyć we Mszy św., a w praktyce nie mogą korzystać kilka razy w ciągu dnia z Komunii sakramentalnej, a taką możliwość właśnie daje Komunia duchowa.

            Powstanie praktyki Komunii duchowej łączy się z faktem spadku przyjmowania Komunii pod postacią Chleba i Wina. W średniowieczu utarł się zwyczaj komunikowania sakramentalnie tylko na Wielkanoc. Wielu jednak chrześcijan prowadzących pogłębione życie religijne pragnęło przyjmowania Komunii częściej, co najmniej cotygodniowo. Kierownicy duchowni jednak odwodzili od takiego „spoufalania się” z Chrystusem. Wierni stosowali przeto różne sposoby łączenia się z Chrystusem eucharystycznym, określano je mianem „Komunia duchowa”. W wiekach średnich taka Komunia duchowa polegała na odmówieniu modlitwy i prośby podczas ukazywania Hostii w czasie przeistoczenia.

            Komunia duchowa była zalecana od Soboru Trydenckiego, praktykowana najczęściej we wspólnotach zakonnych, ale nie wyłącznie. W XIV w. powstały utrwalone formy przyjmowania Komunii duchowej. Pius XII, przy całym nacisku na Komunię sakramentalną, ustosunkowując się do działań i postulatów Ruchu Liturgicznego pisał w encyklice Mediator Dei et hominum: „Kościół życzy sobie w szczególności, aby chrześcijanie przynajmniej pragnieniem przyjmowali eucharystyczny pokarm, zwłaszcza gdy im nie łatwo uczynić to rzeczywiście, a to zaś w ten sposób, by wzbudziwszy żywą wiarę i upokorzywszy z uszanowaniem duszę, ufając całkowicie woli Boskiego Zbawiciela, łączyli się z Nim najpłomienniejszym jak tylko mogą uczuciem miłości” (nr 34).

Komunia duchowa jest lekarstwem dla:

– chorych, którzy nie mogą uczestniczyć we Mszy św. w kościele, a uczestniczą w niej poprzez transmisję w radiu, czy telewizji. Chorzy mogą korzystać z komunii również w ciągu dnia wielokrotnie, wtedy kiedy bardzo cierpią, albo kiedy potrzebują duchowego wsparcia w znoszeniu trudów choroby, czy samotności itp.

– osób pragnących uzdrowienia przede wszystkim duchowego ale nie tylko duchowego, bo Ciało i Krew Jezusa Chrystusa leczy zarówno ducha, jak i ciało.

– tych, którzy z powodu braku kapłanów nie mają możliwości uczestniczenia we Mszy św. i przyjmowania Komunii sakramentalnej.

– ludzi zapracowanych, zmęczonych i utrudzonych, którzy pragną zaczerpnąć mocy duchowej ze zjednoczenia z Jezusem w Jego Ciele i Krwi. Mogą oni przyjmować taką Komunię nawet w pracy i to wielokrotnie każdego dnia.

– ludzi dręczonych przez złego ducha, lub działanie zła w innej formie – szczególnie owocne jest przyjęcie nie tylko Ciała, ale i Krwi Pana naszego Jezusa. 

– osób, które żyją w związkach niesakramentalnych, i nie mogą korzystać z Komunii sakramentalnej.

            Do Komunii duchowej nawiązał święty Jan Paweł II najpierw w Liście do Konferencji Episkopatów z dnia 6 sierpnia 1983 r. gdzie czytamy: „Poszczególnym wiernym czy wspólnotom, którzy z powodu prześladowań lub braku kapłanów są pozbawieni, przez dłuższy czy krótszy czas, możliwości celebrowania świętej Eucharystii, nie brakuje jednak łaski Odkupiciela. Jeśli ożywiani wewnętrznie pragnieniem sakramentu i zjednoczeni w modlitwie z całym Kościołem wzywają Pana i wznoszą do Niego swoje serca, w mocy Ducha Świętego żyją w komunii z Kościołem, żywym Ciałem Chrystusa, i z samym Panem. Chociaż, zjednoczeni z Kościołem za pośrednictwem pragnienia sakramentu, wydawaliby się zewnętrznie dalecy od Niego, to wewnętrznie i rzeczywiście są w komunii z Nim i dzięki temu otrzymują owoce sakramentu”.

            O Komunii duchowej święty Jan Paweł II przypomniał również w encyklice poświęconej tajemnicy Eucharystii „Ecclesia de Eucharistia” w numerze 34: „W Eucharystii znajduje swój kres wszelkie ludzkie pragnienie, ponieważ tu otrzymujemy Boga i Bóg wchodzi w doskonałe zjednoczenie z nami. Właśnie dlatego warto pielęgnować w duszy stałe pragnienie Sakramentu Eucharystii. Tak narodziła się praktyka „komunii duchowej”, szczęśliwie zakorzeniona od wieków w Kościele i zalecana przez świętych mistrzów życia duchowego. Św. Teresa od Jezusa pisała: „Kiedy nie przystępujecie do komunii i nie uczestniczycie we mszy świętej, najbardziej korzystną rzeczą jest praktyka komunii duchowej… Dzięki niej obficie jesteście naznaczeni miłością naszego Pana”.

            O Komunii duchowej pisał Benedykt XVI w adhortacji „Sacramentum caritatis” (55): „Nawet wtedy, kiedy nie jest możliwe przystąpienie do sakramentalnej Komunii, uczestnictwo we Mszy św. pozostaje konieczne, ważne, znaczące i owocne. W tej sytuacji dobrze jest żywić pragnienie pełnego zjednoczenia z Chrystusem, za pomocą, na przykład, praktyki komunii duchowej, przypomnianej przez Jana Pawła II i polecanej przez świętych mistrzów życia duchowego”.

            Natomiast jeśli chodzi o osoby rozwiedzione i żyjące w ponownych związkach, które nie mogą otrzymać Komunii sakramentalnej, Kościół zachęca je do tego, aby korzystały z komunii duchowej. Takie nauczanie Kościoła jest przedstawione w dokumencie Kongregacji Nauki Wiary poświęconemu  przyjmowaniu Komunii świętej przez wiernych rozwiedzionych żyjących w nowych związkach Annus Internationalis Familiae z 14 września 1994 roku. Później papież Benedykt XVI podtrzymał tę interpretację podczas światowego spotkania rodzin w Mediolanie w 2012 r. W dokumencie Kongregacji Nauki Wiary czytamy: „Koniecznie trzeba pouczać zainteresowanych wiernych, że ich udział w życiu Kościoła nie ogranicza się wyłącznie do kwestii przyjmowania Eucharystii. Należy pomagać tym wiernym w głębszym zrozumieniu wartości udziału w eucharystycznej ofierze Chrystusa, komunii duchowej (podkreślenie AS), modlitwy, medytacji słowa Bożego, dzieł miłosierdzia i sprawiedliwości” (List Annus Internationalis Familiae, 6).

            Również święci dostarczają nam wspaniałych przykładów na to, jak należy odnosić się do Komunii duchowej. Święty Franciszek Salezy postanowił przyjmować duchowo Komunię przynajmniej co piętnaście minut, aby móc łączyć wszystkie wydarzenia dnia z przyjmowaniem Eucharystii podczas Mszy świętej.

            Święty Maksymilian Kolbe, oprócz przyjmowania Eucharystii, odwiedzał często Najświętszy Sakrament, wielokrotnie częściej niż dziesięć razy dziennie. Jednakże nawet to mu nie wystarczało. Więc, podobnie jak święty Franciszek Salezy, postanowił wchodzić w duchową Komunię „przynajmniej raz na kwadrans”.

            Święta Katarzyna ze Sieny zapisała wizję, w której sam Chrystus nauczył ją wielkiej wartości duchowej Komunii. Wcześniej zaczęła zastanawiać się nad tym, czy jej duchowa Komunia ma tak naprawdę jakąś wartość w porównaniu z Komunią sakramentalną. Nagle ujrzała Chrystusa trzymającego dwa kielichy mszalne: „Do tego złotego kielicha wkładam twoje Komunie sakramentalne. Do tego srebrnego kielicha wkładam twoje Komunie duchowe. Oba kielichy są Mi równie miłe”.

            Dwoje wielkich współczesnych świętych od Eucharystii, święty Ojciec Pio i święta Faustyna, osiągnęło stan ciągłej, nieprzerwanej duchowej Komunii, płynącej z ich codziennego przyjmowania Eucharystii jako przymnożenie jej owoców.

            Bł. ks. Michał Sopoćko tak pisał o Komunii duchowej: „Obecnie wiele osób zostaje pozbawionych Komunii Świętej w miejscach odległych od kościołów i kapłanów, np. w więzieniach, przy pracy, na wakacjach itp. Mimo to może korzystać z błogich skutków wyżej wymienionych przez przyjmowanie Komunii duchowej. Komunia duchowa polega na gorącym pragnieniu przyjęcia Pana Jezusa z pobudki miłości napełniającej serce. Ta Komunia pragnienia, zwana Komunią duchową, jest niezmiernie pożyteczna dla duszy, gdyż wzbudza w niej pociąg do rzeczy Boskich i do życia doskonałego, daje moc do ćwiczenia się w cnotach i przynosi niekiedy więcej korzyści niż Komunia sakramentalna przyjęta z mniejszą miłością. Nadto ma tę samą korzyść, że można przyjmować ją codziennie w każdej chwili dnia i nocy, w każdym miejscu, a szczególnie przy nawiedzeniu Przenajświętszego Sakramentu.

            Sposób przyjęcia duchowej Komunii jest następujący: w danej chwili skupiamy się i przenosimy się przed tabernakulum z Przenajświętszym Sakramentem. Wzbudzamy akt wiary, nadziei, miłości i żalu, uwielbienia i pragnienia. Wyobrażamy sobie, że kapłan podaje nam Przenajświętszy Sakrament. Przyjmujemy w duchu z wielką pokorą i uszanowaniem oraz miłością ufną, a następnie odprawiamy dziękczynienie jak po Komunii sakramentalnej. Właśnie w czasie takiej Komunii duchowej s. Faustyny anioł Pański trzynaście razy zasilał ją sakramentalnie w chorobie, zaznaczając przez to, jak miła jest Bogu ta praktyka, którą służebniczki Miłosierdzia Bożego będą stosować i zachęcać inne dusze dobrej woli ku temu”.

Jak przyjąć Komunię duchową?

            Po prostu pragnieniem, dlatego nazywamy ją również Komunią pragnienia. Wyraźmy taką prośbę serdeczną, żeby Pan Jezus raczył przyjść do mnie i być ze mną, chociaż nie mogę Go przyjąć sakramentalnie. Można kierować do Niego to pragnienie, słuchając radiowej, telewizyjnej czy nadawanej przez internet mszy świętej; albo łącząc się duchowo z mszą św. odprawianą w najbliższym kościele. Dobrze jest wtedy najpierw upokorzyć się przed Panem Jezusem i wyznać Mu swoją niegodność, i dopiero potem prosić Go o przyjście do swej duszy, choć nie mogę Go teraz przyjąć sakramentalnie.

            Rozbudowana wersja przyjęcia Komunii.

  1. Akt wiary w obecność Jezusa Chrystusa tu i teraz.
  2. Otwarcie się na miłość i miłosierdzie Jezusa do mnie i do całego świata.
  3. Przeproszenie za grzechy i otwarcie na Miłosierdzie Boże, na przebaczenie, jakie Bóg nam daje.
  4. Wyrażenie pragnienia przyjęcia Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa.
  5. Przyjęcie Ciała oraz Krwi Jezus Chrystusa.
  6. Podziękowanie za Jego Ciało i Krew, które nas napełniają, uzdrawiają, umacniają, jednoczą z Nim oraz Królestwem Bożym.
  7. Prośba, aby łaska tej Komunii przez nas docierała do wszystkich ludzi, społeczności, w których uczestniczymy lub będziemy uczestniczyć.

            Przykładowa modlitwa uwzględniająca wszystkie ważne elementy:

            „Jezu wierzę w Twoją obecność tu i teraz. Otwieram się na Twoją miłość i miłosierdzie, jakie płynie do mnie z Twego Serca.

            Przepraszam Cię za moje grzechy i proszę o przebaczenie ich oraz uzdrowienie wszelkiej skłonności do grzechu.

            Pragnę teraz przyjąć Ciało i Krew Twoją jednocząc się z Tobą Panie, Jezu Chryste.

            Dziękuję, że Twoje Ciało i Krew napełnia mnie Twoim Duchem niosąc uzdrowienie, mądrość i miłość, otwierając na budowanie Królestwa Bożego.

            Proszę Cię, aby łaska tego spotkania z Tobą dotknęła każdego człowieka i każdą społeczność, którą dzisiaj spotkam. Amen”.

            Albo wersja krótsza i prostsza modlitwy:

            „Jezu, obecny w Najświętszym Sakramencie, pragnę kochać Cię nade wszystko i być zawsze z Tobą. Teraz nie mogę Cię przyjąć sakramentalnie; przyjdź przynajmniej duchowo do serca mojego. Amen”.

Skuteczność i owocność komunii duchowej

            Komunia święta, którą przyjmujemy podczas Eucharystii, czyni z nas świątynię Bożą, bo „już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal 2,20), stajemy się zatem niczym żywe tabernakulum, bardziej umiłowane przez Jezusa niż każde inne. Komunia święta utrzymuje w nas i wzmacnia łaskę uświęcającą. Karmienie się systematyczne Ciałem Jezusa zmniejsza w nas złe skłonności i pokusy. Jezus leczył przecież wszelkie choroby i słabości. Daje nadto odwagę, zapał i siły do czynienia dobrze, jak mówił św. Jan Chryzostom: „odchodząc od stołu Pańskiego, stajemy się straszni nawet dla samych szatanów”.

            Słabości dnia codziennego nie powinny nas jednak powstrzymywać przed Komunią, a jak nauczał św. Franciszek Salezy: „dwa są rodzaje ludzi, którzy powinni się często komunikować: doskonali, aby stać się jeszcze doskonalszymi, i niedoskonali, aby stać się doskonałymi; mocni, żeby nie osłabnąć, słabi, by się stać mocnymi”. Inny święty, św. Wincenty Ferreriusz uczył, że: „więcej postąpisz przez jedną Komunię dobrą, niż przez tydzień postu o chlebie i wodzie: otrzymujesz tu bowiem ze wszystkimi łaskami samego Pana Jezusa, który jest chlebem żywota”.

            Ci, którzy praktykują duchową komunię mogą uzyskać odpust częściowy, bez względu na to jaką formułę modlitewną używają podczas komunii.

Opr. O. Adam Schulz SJ