A jednak potrafią…

No i zdziwiłem się bardzo – brałem udział w adwentowej celebracji sakramentu pojednania w parafii św. Pawła. Wszystko było jak trzeba. Nawet rozszerzona asysta liturgiczna z procesją, (świece, krzyż). Może ludzi nie za dużo, ale i tak celebracja trwała półtorej godziny. Byłem pod wrażeniem.

Przypomniały mi się wszystkie celebracje z różnych rekolekcji. Często w trakcie rekolekcji parafialnych, zwłaszcza tych ewangelizacyjnych, proponowałem proboszczom taką formę przeżywania przez wspólnotę sakramentu pokuty i pojednania. Zasadniczo wielu było zdziwionych, a nawet miało pewne obawy, ale po samej celebracji byli zadowoleni i sami stali się takiej formy propagatorami. Dzięki niej odkrywamy społeczny wymiar grzechu i pojednania.

Można lepiej się przygotować. Zawsze jest kłopot z rachunkiem sumienia, który zasadniczo u większości penitentów albo nie istnieje, albo jest nad wyraz skromny, pobieżny i szybki. Częścią celebracji jest właśnie wspólne pochylenie się nad naszą słabością. Mam takie doświadczenie, że po rachunku sumienia niektóre osoby w spowiedzi wyraźnie zwróciły uwagę na te aspekty swojego życia, czasem po raz pierwszy, gdyż nie miały pełnej świadomości powagi sytuacji. W świetle licznych spowiedzi przedświątecznych może wydawać się to marnowaniem czasu. Może jednak czas przejść od ilości do jakości, zwłaszcza, że widać systematycznie zmniejszającą się liczbę osób przystępujących do spowiedzi?

To kolejny temat, którego boleśnie tutaj doświadczam. Dotyczy on Polsków. Większość, i to taka większość, większość, w ogóle nie jest zainteresowana chrześcijaństwem. Może jeszcze chrzczą dzieci, może poślą do I komunii, ale chyba nic więcej, a może nawet i to nie. Wyrwali się z kraju, religię utożsamili z tym, co świadomie odrzucili. Poczuli wiatr innego, niereligijnego społeczeństwa, z którym postanowili się zintegrować. To nie problem bariery językowej czy odległości do kościoła, ale po prostu brak zainteresowania wiarą. Na Wyspach Brytyjskich do kościoła chodzi około 10% mieszkających tam Polaków. Myślę, że tutaj jeśli chodzi o naszych rodaków jest podobnie, a może i słabiej.

Część z nich przyjechało szukając lepszej przyszłości, zwłaszcza dobrze płatnej pracy. Ale są i tacy, którzy nazwali swą emigrację life-stylową. Oni po prostu tak chcą żyć, a religia jest dla nich tylko symbolem innego stylu życia, za którym w ogóle nie tęsknią. To trochę inne środowisko ewangelizacji, właśnie tej nowej. Tutaj najpierw trzeba po trochu „odczarować” ich błędne wizje chrześcijaństwa, Kościoła, modlitwy, także i księży. Tutaj potrzeba spędzania z nimi czasu, żeby zobaczyli, że chrześcijanie nie są tak nudni i szarzy, jak im się wydaje. Dopiero kiedy nawiąże się z nimi osobistą relację, można powoli ukazywać sens tego, w co wierzymy. W nich jest swoista mieszanka pewnych namiastek chrześcijaństwa, neopogaństwa i swoistych filozofii życiowych. To szczególne pole do działania dla osób niekonwencjonalnych i cierpliwych. Musimy sobie uświadomić, że z czymś podobnym spotykamy się w Polsce i być może to już niedługo będzie postawa życiowa większości naszego społeczeństwa.

PIC000022

A tak zupełnie na koniec małe pomieszanie z poplątaniem, czyli dekoracja świąteczna na tle dojrzewających… pomarańczy (widok sprzed Katedry).

ks. Maciej Krulak