Czas na relację z ostatnich dni. Najpierw dzień modlitwy w CYC. Jakoś nigdy idea katechumenatu nie wydawała mi się skomplikowana, ale gdy przyszło wyjaśnić ją w języku angielskim, to zaczęły się schody. Nagle te greckie słowa okazały się wcale nie takie łatwe do wymówienia po angielsku.
Sięgnąłem do OICA, oczywiście w tłumaczeniu na język Shakespeare’a. No i znów szczęka mi opadła. Jakoś na nowo odnalazłem piękno i głębię tego dokumentu. Ukazało mi się niejako drugie dno. Przecież czytałem to wiele razy po polsku, a tu trzeba mi było do tego zasiąść w obcym języku, bo dostrzec więcej. Moja konferencja miała być krótka, ale nic z tego nie wyszło. Potem w podsumowaniu spotkań w grupach wychodziły jeszcze pytania i potrzeba doprecyzowania.
Z tego powodu samo nabożeństwo przyjęcia do deuterokatechumenatu (terminu nie wprowadzałem, bo byśmy sobie język połamali) przełożyliśmy na wtorek – zresztą przewidziana była wtedy modlitwa w kaplicy. Ponieważ kaplica w szpitalu jest aktualnie w dłuższym remoncie, spotkaliśmy się w katedralnej kaplicy NMP z Lourdes. Trochę rozbudowaliśmy nabożeństwo, dodając do niego adorację i kończąc modlitwą wstawienniczą. Szczerze bałem się, że tylko część obecnych zdecyduje się na te niecodzienne znaki, ale ku mojemu zaskoczeniu każdy chciał przejść przez te piękne momenty.
Jedna z moich sióstr ze wspólnoty wyznała mi potem, że najbardziej bała się przyjąć Ewangelię, bo ma kłopoty ze Słowem Bożym, ale zdecydowała się „rzutem na taśmę” i obiecała sobie, że w takim razie musi przełamać swój lęk i rozpocząć lekturę Słowa Życia. Znaki krzyża, egzorcyzm, a także publiczne wyznanie, że chcą iść drogą rozwoju wiary, jak sami mi potem powiedzieli, były dla nich wielkim przeżyciem. Tak wielkim, że musieliśmy po wszystkim wezwać pogotowie, bo jednemu z braci serce tak waliło, iż wystraszył się, że miał zawał! Ale wszystko było w porządku. Następnego dnia stwierdzili, że chcą częściej takich znaków, które są dla nich wielkim wyzwaniem i umocnieniem. Co ciekawe, w podręczniku przewidziano Ewangelię o domu zbudowanym na skale. W kontekście Skały Gibraltarskiej stało się to jeszcze czytelniejszym wezwaniem dla nas wszystkich. Tak więc spróbujemy wspólnymi siłami zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest dla naszej wspólnoty taka wizja formacji.
Natomiast jeśli chodzi o dzieciaki to… palma im ostatnio odbiła. Niestety, zarówno w znaczeniu zachowania – trudno ich było opanować na spotkaniu, zwłaszcza, że to ostatnie dni przed feriami, jak i tego, że mieliśmy na spotkaniu prawdziwe gałęzie palmowe. Ogromne! Na długość trzech stołów, takich co z każdej strony siadają po dwie osoby. Przycięliśmy je trochę do wymiaru dzieciaków, bo miałyby problem z ich utrzymaniem. Jesteśmy w końcówce przygotowań do inscenizacji wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy. Pięknie będzie! Niedziela Palmowa szykuje się tu prawdziwie z palmami, a nie tak w przenośni jak w Polsce. Najbliższy weekend to także czas rekolekcji wspólnot franciszkańskich. Więc będzie się działo…
W Wielki Poniedziałek zaś wieczerza paschalna na wzór sederu, czyli żydowskiej rodzinnej wieczerzy w noc Paschy. Zapowiedziała się na nią ponad setka ludzi z biskupem Ralfem na czele. Ja też się wybieram, więc przy okazji następnego felietonu coś więcej napiszę. Ponoć to tutejsza tradycja, która ma pomóc przybliżyć symbolikę paschalną w czasie celebracji liturgicznej.
Kolejne ważne wydarzenie to rekolekcje dla młodzieży, które odbywają się w czasie Triduum Paschalnego. Przypominają nasze rekolekcje w tym świętym czasie. Będą nocować wspólnie w domu rekolekcyjnym, ale w liturgii będą uczestniczyć w jednej z parafii, gdzie podejmą także posługi. Wezmą też czynny udział w drodze krzyżowej ulicami miasta. Towarzyszyć temu będą konferencje i wprowadzenia w liturgię. W założeniu organizatorów pomaga to młodzieży w głębszym uczestnictwie w Triduum (bez tego pewno by w ogóle nie przyszli do kościoła w tym czasie). Widać wiele wspólnych elementów z naszymi rekolekcjami Triduum Paschalnego. Jakoś jednak tutaj nikt nie narzeka na nie, a wręcz zachęca się młodzież do udziału. Także wielu dorosłych będzie dojeżdżać na konferencje i wprowadzenia. Oczywiście wybieram się i ja – relację postaram się napisać w odpowiednim czasie. U końca Wielkiego Postu życzę tęsknoty za Paschą.
ks. Maciej Krulak