Głowa boli

Ponoć od przybytku głowa nie boli, ale co zrobić, gdy wspólnota nagle, w całkowicie niespodziewany sposób i to w trybie expresowy, podwaja swoją liczbę?

Wakacje dla wspólnoty Młodzieży Franciszkańskiej były trudnym czasem. Zasadniczo dzieciaki przychodziły tylko wtedy, gdy było albo grillowanie, albo jakieś super atrakcje typu wizyta na okręcie wojennym. Jakiekolwiek inne spotkania nie odbywały się, bo nikt nie przychodził. Więc my, dorośli, załamywaliśmy ręce i szliśmy się modlić do kaplicy adoracji. Ne spodziewaliśmy się takiego owocu tej modlitwy. Nagle, jak już pisałem, na grillu rozpoczynającym nowy rok formacyjny pojawiło się sporo nowych twarzy i, co więcej, na kolejnych spotkaniach nie było ich mniej, tylko co tydzień pojawiał się ktoś nowy. I jak w tej sytuacji nie wierzyć w moc modlitwy?

W najbliższy weekend mamy nasze rekolekcje poświęcone modlitwie. Będzie to dla nas spore wyzwanie, bo szykuje się około trzydziestu uczestników, a wielu z nich nie za bardzo porusza się nawet w najprostszych modlitwach typu „Ojcze nasz”. Kwestia duchowa to jedno wyzwanie, a druga to ogarnięcie takich świeżaków na rekolekcjach z kolejnymi punktami programu.

Tutaj przydaje mi się doświadczenie Ruchu, którym mogę podzielić się z tubylcami. A więc idea małej grupy, animatora, dyżurów itp. Na razie na spotkaniach jest ogień, bo trudno nad nimi zapanować. (Faktem jest, że nieustanny chaos to swoisty znak firmowy tutejszej społeczności). Ciekawym doświadczeniem okazało się dołączenie do wspólnoty trzech niepełnosprawnych chłopców. Jeden z nich, choć bardzo ograniczony ruchowo, jest niezwykle trafny w wypowiedziach. Rozwala mnie jego prostota wiary. Tak szczerze, to chciałbym wierzyć tak jak on.

Część dzieciaków jest niezwykle żywa i trudno sobie wyobrazić ich siedzących dłużej, zwłaszcza w ciszy, na jednym miejscu. Z drugiej strony pobudziło to trochę naszą „starą” ekipę. Trochę trudniej ich ogarnąć, ale bawią się lepiej i trochę inaczej na wszystko patrzą. Więcej w nich radości i szaleństwa. Może to jest jakaś droga, kto to wie? Widzę też, że pozytywnie wpłynęło to na dorosłych, którzy się ożywili, bardziej zaangażowali. Co więcej powiększyła się ekipa – dołączyły dwie mamy, które przychodzą na spotkania ze swoimi dziećmi. Miło jest w większym gronie. Zobaczymy po rekolekcjach. Na razie trzeba wszystko do nich przygotować, zwłaszcza siebie samego.

ks. Maciej Krulak